Foto: PAP / Marcin Obara

Mamy sezon ogórkowy i w takim czasie w sposób naturalny na medialne półmiski wrzucane są odgrzewane kotlety. Teoretycznie toczą się jakieś rozmowy w sprawie „związków partnerskich”, ale ani skutków, ani końca tych rozmów nie widać, wiadomo za to, że wszyscy będą głosować zgodnie z własnym sumieniem. Oczywiście nie mogło też zabraknąć dywagacji na temat kandydowania w najbliższych wyborach, a będą to wybory prezydenckie.

Czy w tej ostatniej kwestii pojawiło się coś nowego, nad czym warto się pochylić? Jeśli chodzi o generalia, to raczej nie, wszystko po staremu, ale pewne polityczne didaskalia co niektórych mogą zmartwić.

Widzimy potrzebę zaproponowania kandydata, który jest z jednej strony demokratyczny, ma pewne elementy progresywności, ale jest bardziej widziany po stronie też konserwatywnej i doceniany – powiedział Waldemar Pawlak na antenie TVN24, a dopytywany, czy takim kandydatem jest Szymon Hołownia, bez wahania opowiedział – Tak. I myślę, że daje też taką gwarancję przejścia do nowej epoki, bo ten czas ugrupowań postsolidarnościowych wydaje się kończyć. Mamy takie cykle pokoleniowe w ekonomii, w polityce, nawet w Kościele.

Jeszcze kilka lat temu, może nawet kilka miesięcy temu, Szymon Hołownia po deklaracji Waldemara Pawlaka wzruszyłby się i rozpłakał, jak przy lekturze Konstytucji RP. Dziś słowa starszego kolegi z PSL, w dodatku bardzo doświadczonego polityka, muszą brzmieć co najmniej dwuznacznie, bo pomysł na samego siebie zmienił się Szymonowi Hołowni dość radykalnie. Zmiana ta w głównej mierze nastąpiła po wyraźnych sygnałach ze strony mediów, sondaży i elit. Kryzys wizerunkowy Hołowni zaczął się od przedwyborczego blokowania ustaw aborcyjnych, ale niezły wynik w wyborach samorządowych jeszcze bronił kandydata. Drugi cios poszedł po wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego, od tego czasu żaden sondaż i ekspert nie daje szansy Hołowni na przejście do drugiej tury.

W wypowiedziach dla mediów lider Polski 2050 kilkukrotnie dawał do zrozumienia, że gotów jest zrezygnować z kandydowania na Prezydenta RP, jeśli „koalicja 13 grudnia” podniesie mu status marszałkowski z rotacyjnego na stały. Co więcej tę propozycję popierali partyjni koledzy Szymona Hołowni, między innymi Władysław Teofil Bartoszewski, aż tu nagle koalicjant przebiera się za niedźwiedzia i wyświadcza prezydencką przysługę. Powszechnie wiadomo, że „Trzecia Droga” składa się z dwóch partyjnych podmiotów: PSL i „Polski 2050”. Siłą rzeczy dwa podmioty posiadają dwóch przywódców, natomiast siłą politycznej rywalizacji Waldemar Pawlak co najmniej dyplomatycznie powinien przemilczeć, którego lidera wybiera albo chociaż wspomnieć o Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, czyli swoim szefie.

Pan Waldemar tkwi w polskiej polityce blisko 35 lat i z pewnością nie popełnił żadnego błędu, ale z pełną premedytacją wsadził Szymona Hołownię na minę. Kandydat PSL w wyborach prezydenckich nie ma najmniejszych szans, mało tego, byłby skazany na pewną kompromitację. Szymon Hołownia tu i teraz też jest skazany na porażkę i to bardzo bolesną, ale to już większe zmartwienie Hołowni i Polska 2050 niż PSL i liderów tej partii. Jeśli do tego dodać bark reakcji Hołowni na to wyróżnienie ze strony Waldemara Pawlaka, to obraz całej sytuacji rysuje się dość wyraźnie.

Pewnie w końcu jakiś komentarz z ust Szymona Hołowni padnie, ale nie wydaje się, żeby marszałek rotacyjny oczekiwał takiego „wsparcia” i pochlebstwa. Zmieniły się realia polityczne i Szymon Hołownia będzie się musiał w nowych realiach odnaleźć. Start w wyborach prezydenckich to nie tylko olbrzymie ryzyko całkowitej porażki, ale też zagrożenie dla jakiejkolwiek kariery politycznej, o której Szymon Hołownia cały czas marzy.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!