Sprawa jest dosłownie śmiertelnie poważna, bo dotyczy bezpieczeństwa i wręcz przetrwania Polski jako suwerennego państwa i Polaków, jako wolnego narodu, dlatego nie na miejscu byłoby jakiekolwiek dowcipkowanie. Jednak w obliczu faktów, które nie napawają optymizmem, nie sposób się powstrzymać przed gorzką i nieco ironiczną refleksją. Wydaje się, że Polska i Polacy znaczniej lepiej by się mieli, gęby polskie władze razem z opozycją nie próbowały prowadzić jakiejkolwiek polityki zagranicznej.
Inna refleksja jeszcze bardziej bolesna dotyczy przenoszenia konfliktów wewnętrznych na forum międzynarodowe i co więcej oczekiwanie, że siły zewnętrze zaprowadzą porządek w naszym kraju, a to wszystko razem składa się na kompletny brak szacunku dla samych siebie. Przykładów nawet nie trzeba mnożyć, same rodzą na kamieniu i to prawie każdego dnia. Wczoraj urodziły znów się jeden urodził i w żadnym przypadku nie jest to powód do radości. Rafał Trzaskowski pojechał do Monachium, żeby wziąć udział w konferencji dotyczącej bezpieczeństwa. Zjawiło się tam wielu ważnych polityków: wiceprezydent USA J.D. Vance, sekretarz stanu Marco Rubio, Keith Kellogg, Wołodymyr Zełenski, prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Mark Rutte.
Żaden z wymienionych polityków nie mówił o tym, jakie zagrożenie dla ich krajów stanowi opozycja, nikt nie opowiadał o łamaniu konstytucji i przywracaniu praworządności. Uwaga uczestników konferencji skupiła się na Ukrainie i Rosji, co jest naturalnym kierunkiem ściśle związanym z bezpieczeństwie, ale zaistniał też jeden wyjątek. Prezydent Warszawy ubiegający się o fotel Prezydenta RP, uznał za stosowne, żeby poruszyć polskie tematy i po raz tysięczny powtórzyć te wszystkie bzdury o reżimie Kaczyńskiego, który teraz jest likwidowany przed „siły demokratyczne”. Człowiek, który wielokrotnie chwalił się znajomością języków obcych, nie ma absolutnie nic do powiedzenia poza politycznymi mantrami i tą nudą poczęstował uczestników międzynarodowego forum.
Tylko to jedna scena z życia Rafała Trzaskowskiego dyskwalifikuje go jako prezydenta Warszawy, nie mówiąc o prezydencie Polski. Tymczasem jest to polityk, który w Warszawie nie ma konkurencji, a w Polsce uchodzi za faworyta wyborów prezydencki. Skąd się to bierze? Najkrócej mówiąc z narodowej dysfunkcji! Politycy niestety są obrazem społeczeństwa i to jest generalny problem. Gdyby Polacy samych siebie traktowali z powagą i szacunkiem, to Rafał Trzaskowski nie zostałby sołtysem w najbardziej zapadłej wsi. Małpowanie „zachodnich wzorców” i występowanie w roli ubogich krewnych, którzy proszą wuja z zagranicy, żeby przesłał parę dukatów, to nieustannie powtarzający się scenariusz.
Być może wyjdziemy z tej chorej pułapki dopiero po zderzeniu dwóch paradoksów. Mityczne „zachodnie wzorce” od dłuższego czasu przechodzą w stan kompletnego rozkładu, za to „ciemnogród” wchodzi do administracji światowych potęg, takich jak Stany Zjednoczone. Gdy Polacy w końcu zauważą, że przeważnie to świat, zwłaszcza ten „zachodni” ma się czego wstydzić, a nie wyjątkowy kraj w środku Europy, to wtedy pojawi się szansa na głębszą zmianę mentalną. Tu i teraz polscy politycy najlepiej czują się w roli kelnerów i to zupełnie nie przeszkadza co najmniej połowie narodu. Przykre, ale prawdziwe.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
Wstydzimy się za Trzaskowskiego. Prawda?
No cóż, “wyjątkowość kraju w środku Europy” nie po raz pierwszy i ostatni jest marnowana przez zamieszkujących go tubylców. Jest dokładnie tak , jak w “Weselu”: “miałeś chamie złoty róg, ostał Ci się jeno sznur”…, na którym teraz możesz się powiesić… 🙁