Foto: PAP/Paweł Supernak

W styczniu bieżącego roku, a więc niecałe cztery miesiące temu, do Polski dotarły pierwsze jednostki sytemu rakietowego Patriot. Nie chodzi o Patrioty zamówione przez MON w USA, ale o te, które po wielu perypetiach trafiły do nas Niemiec. Wokół niemieckiej pomocy militarnej mieliśmy nie jedną, ale kilka mniejszych i większych afer. Najpierw minister Błaszczak zasugerował, żeby rakiety dostarczyć na Ukrainę, potem prezes Kaczyński oświadczył, że niemiecka broń bardzo źle się w Polsce kojarzy, na końcu prezydent Duda uznał, że jednak niemieckie rakiety mają bronić Polski.

Sam pomysł na usytuowanie niemieckich Patriotów w Polsce pojawił się w Berlinie po incydencie w Przewodowie, gdy 15 listopada 2022 roku zbłąkana ukraińska rakieta trafiła w polski ciągnik i zabiła dwie osoby. Zanim rakiety dotarły do Polski minęły dwa miesiące, a po niespełna czterech miesiącach pojawiła się informacja, że już w czerwcu tego roku Niemcy mają swój sprzęt z Polski zabrać do siebie. W zaistniałej sytuacji pytanie o sens, jaki miał przyświecać całej tej bratniej pomcy, wydaje się zbędnym wysiłkiem, tym bardziej, niemieckie ministerstwo obrony niemal wprost potwierdziło wcześniejsze doniesienia medialne:

Wypowiedzi o planach stacjonowania systemów Patriot w Polsce i Słowacji nawiązywały do ​​pierwotnych planów. (…) Kraje zostały poinformowane o sytuacji. Stacjonowanie Patriotów w Polsce powinno zakończyć się w czerwcu, a na Słowacji do końca roku – oficjalny komunikat niemieckiego MON.

W dalszej części komunikatu pojawiają się wprawdzie pełne żarliwej troski zapewnienia, że Niemcy nadal myślą, o wparciu sąsiadów, ale żadne konkrety za tym nie idą:

Dziś minister obrony Pistorius będzie intensywnie dyskutował i koordynował tę sprawę ze wszystkimi partnerami i sojusznikami na spotkaniu Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy w Ramstein. Naszym celem pozostaje niezawodna ochrona naszych sąsiadów na wschodniej flance i jak najlepsze wsparcie Ukrainy.

W bardzo podobnym tonie wypowiedziała się również przewodnicząca niemieckiej komisji obrony Marie-Agnes Strack-Zimmermann. W wywiadzie udzielonym niemieckiej grupie medialnej Funke najpierw podkreśliła, że “misje muszą być stale kontrolowane i oceniane”, a potem dodała:

Jeśli sytuacja na to pozwala, to zmiana ma sens. (…) potrzebujemy elastyczności, ponieważ nie mamy nieskończonego sprzętu.

Jak na razie po polskiej stronie nie wydano żadnych oświadczeń, co paradoksalnie może cieszyć. Gdyby miało dojść do ponownej dyskusji nad niemieckimi Patriotami, to mogłoby się pojawić kolejne problemy, na przykład związane z wyznaczeniem trasy powrotnej. Wszystko zatem wskazuje, że niemiecka interwencja zbrojna na terenie Polski dobiega końca, co zawsze jest informacją bardzo dobrą.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!