Foto: Screen z filmu "Nocna zmiana"

Jak nie idzie, to nie idzie – takie motto powinien sobie powiesić Donald Tusk nad biurkiem, a nawet nad łóżkiem, zanim podejmie kolejną prowokację, która przyniesie straty PO. Publiczne i wewnętrzne sondaże nie pozostawiają wątpliwości, partia prowadzona przez Donalda Tuska traci i zaczyna zjeżdżać do rekordowo niskich notowań. Jeszcze lepszym wskaźnikiem porażki jest atmosfera w sprzyjających PO mediach oraz na zapleczu „intelektualnym”. Tomasz Lis i Roman Giertych piszą po 120 komentarzy dziennie o „pisowskim reżimie”, GW i TVN24 dyscyplinują PSL, Hołownię i Lewicę, aby dołączyły do jednej listy

Żadne z tych działań nie przynoszą skutku lub raczej przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. W takich okolicznościach wydaje się oczywiste, że należy sięgnąć po zupełnie nowe narzędzia, bo stare się całkowicie zużyły. Tymczasem Donald Tusk zamiast nowości zaproponował zajeżdżoną na śmierć starą szkapę, jaką jest „akcja ulica”.

Wybór 4 czerwca, to też firmowy znak Tuska, ale czytelny dla coraz mniejszej grupy wyborców. 4 czerwca to data „pierwszych wolnych wyborów” po okresie PRL-owskim, co miało miejsce w 1989 roku, ale też data obalenia rządu Jana Olszewskiego, w 1991 roku. Jedno i drugie wydarzenie jest bardzo źle odbierane przez wrażą partię PiS, a w spisku z 1991 roku znanym też jako „Nocna zmiana”, Donald Tusk miał swój znaczący udział i do dziś jego „Panowie policzmy głosy”, jest używane przez przeciwników politycznych jako symbol zdrady.

4 czerwca to sygnał wysłany do zwolenników PO, data kojarząca się z triumfem obozu okrągłostołowego i porażką „oszołomów” z PiS. Rzecz w tym, że podobne pikiety mobilizacyjne 20 lata temu miały swoją siłę przebicia, może jeszcze 15 i 10 lat wstecz dawały jakiś impuls, ale nie dziś. Minęło pond 30 lat od wyborów i „Nocnej zmiany”, dlatego tylko Tusk, Kaczyński i politycy z niewiele młodszego rocznika wiedzą o co chodzi. Z całą pewnością takim politykom jak Szczerba i Joński trzeba będzie wytłumaczyć dlaczego wybór tej daty jest prowokacyjny i symboliczny.

Do marszu jeszcze nie doszło, ale o porażce już można mówić. „Wezwanie wszystkich” przez Donalda Tuska musiało wywołać opór polityków z pozostałych partii opozycyjnych i tak też się stało. Nikt nie lubi być rozstawiany po kątach, czy ulicach i o ile w ogóle takie przedsięwzięcie ma sens, to wszystkich powinni wzywać wszyscy, a nie jeden Tusk. Jeden marsz podzieli losy jednej listy i widać to od pierwszej chwili, po komentarzach polityków z partii opozycyjnych. Portal wpolityce.pl zapytał kilku z nich o to, czy pojawią się na marszu. Odpowiedzieli następująco:

Nie słyszałem o takim wezwaniu. Natomiast mogę powiedzieć, że codziennie, a nie od święta maszeruję przeciwko drożyźnie, arogancji władzy. Wczoraj np. maszerowałem na posiedzenia komisji, które rozpatrywały aroganckie pomysły, zgłaszałem poprawki, które prostowały złe prawo. Mój osobisty marsz odbywa się codziennie – Mirosław Suchoń Polska 2050.

A dlaczego miałbym się na ten marsz wybierać? Jestem na tyle samodzielny, że mnie Donald Tusk nie wzywa. Mnie mógł wezwać mój ojciec, ale on już nie żyje od 35 lat. Mam szefa Kosiniaka-Kamysza, zatem ciągle nie rozumiem, dlaczego pytacie mnie o Tuska – zadzwońcie do Budki, do Schetyny. Nie wybieram się na ten marsz. 4 czerwca pewnie będę miał jakieś ciekawsze zajęcia – Marek Sawicki Bartoszewski z PSL.

Data taka nieprzypadkowa, ale prawdopodobnie nie wybieram się na ten marsz, mimo że uważam, iż 4 czerwca to bardzo ważna data w naszej historii, bo nareszcie udało się obalić komunizm. Będę się koncentrował raczej na działalności parlamentarnej niż na pochodach – Teofil Bartoszewski z PSL.

Wybieram się w najbliższym czasie na Pochód Pierwszomajowy w obronie praw pracowniczych, a w czerwcu to na Paradę Równości. Mam nadzieję, że zobaczę się na tych wydarzeniach z Donaldem Tuskiem. A on na pewno także chciałby zobaczyć mnie na swoim marszu. Dlatego oczywiście będę! – Anna Maria Żukowska z Lewicy.

Naturalnie to tylko niewielki wybór stanowisk politycznych, ale trzeba pamiętać, że głos tych polityków jest głosem ich partii, co oznacza, że PSL z Polską 2050 pójdą na marsz Tuska, jak wrócą z Radomia, do którego się nie wybierają. Z kolei Lewica pójdzie, jeśli Tusk weźmie udział w „święcie robotniczym”, czyli pochodzie 1 Maja, co byłoby dla niego politycznym samobójstwem. Jak nie idzie to nie idzie!

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!