Foto: National Archives/Newsmakers

Komentarze związane z konfliktem na Ukrainie zawierają przeróżne teorie i zwroty akcji, z czego większość nigdy nie miała miejsca. Obecnie pojawiła się nowa teoria, która dotyczy użycia przez Rosję broni atomowej, ale pod tajemniczą nazwą „taktyczna broń jądrowa”. Takie głosy i opinie narodziły się w wyniku zbiegu kilku okoliczności. Przede wszystkim groźby użycia broni atomowej, choć w opisowej formie, regularnie są wygłaszane przez samego Władimira Putina.

Po drugie 30 września nastąpiła nielegalna aneksja czterech ukraińskich obwodów: donieckiego (tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, DRL), ługańskiego (tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej), chersońskiego i zaporoskiego do Rosji. Jest to niezwykle istotne wydarzenie w kontekście potencjalnego użycia broni jądrowej, ponieważ w doktrynie wojennej Rosji zapisana jest możliwość użycia takiej broni na wypadek zaatakowania terytorium rosyjskiego, Wreszcie po trzecie, coraz więcej oficjalnych i nieoficjalnych doradców Putina, sugeruje użycie broni jądrowej, a wśród nich znalazł się Rmazan Kadyrow:

konieczne jest podjęcie bardziej drastycznych działań, włącznie z użyciem niskowydajnej broni nuklearnej ­– napisał Kadyrow na swoim koncie społecznościowym.

Na apel Kadrowa niemal natychmiastowej odpowiedzi udzielił rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który znacznie utemperował oczekiwania czeczeńskiego watażki i oświadczył:

Kadyrow ma prawo wyrażać swoje zdanie, ale rosyjskie podejście w kwestiach wojskowych nie powinno być oparte na emocjach.

Komunikat Kremla, jak na Kreml, wydaje się wyjątkowo powściągliwy, ale mimo wszystko o groźbie użycia taktycznej broni jądrowej mówi się coraz częściej i nic nie wskazuje, aby ten temat został wyciszony, bo jest po prostu jednym z kluczowych elementów wojny psychologicznej. Skoro tak się dzieje, to warto wiedzieć czym jest ta „taktyczna broń jądrowa”.

Kadyrow nazywał to niskowydajną bronią nuklearną, ale w tym określeniu jest tylko część prawdy odnosząca się głównie do zasięgu i wielkości ładunku jądrowego, którego rzeczywiście nie da się porównać z bronią atomową masowego rażenia. Ładunki zwykle są przenoszone za pomocą wyrzutni rakietowych średniego zasięgu i pociski artyleryjskie, co ogranicza zasięg do 500 km, jednak występują też w postaci bomb grawitacyjnych, a nawet min przeciwpiechotnych. Jeśli chodzi o wydajność broni, to siła rażenia jaką udokumentowano po zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki, jest kilkunastokrotnie niższa od potencjału współczesnych taktycznych głowic jądrowych.

Na starcie mamy więc dość zasadniczą różnicę pomiędzy wyobrażaniem na temat „niskiej wydajności” i rzeczywistą siłą rażenia jednego ładunku zdolnego do obrócenia kilkunastu miast wielkości Hiroszimy w perzynę i to niestety nie koniec złych informacji. Atomowa broń taktyczna, to „uboczny” efekt „zimnej wojny” i  potem „wyścigu zbrojeń”. Była to jedyna broń, jakiej nie obejmowano oficjalnymi traktatami o ograniczeniu zbrojeń. Jedyne inicjatywy podjęte w tym zakresie, to tak zwane Presidential Nuclear Initiatives (PNIs), kiedy to najpierw w 1991 George Bush senior, potem w 1992 roku Michaił Gorbaczow, zobowiązali się do zniszczenia „znacznej ilości arsenału”.

Nad tym procesem nigdy nie było żadnej kontroli i rzecz jasna zapasy jądrowej broni taktycznej pozostały zarówno w arsenale amerykańskim, jak i rosyjskim. Według szacunków Amerykanie dysponują maksymalnie 1000 ładunków, z czego 200 ma być rozmieszczonych w europejskich bazach NATO. Rosja ma z kolei dysponować nawet 6000 ładunków i to jednoznacznie znosi optymistyczne, czy raczej naiwne przeświadczenie o „niskiej wydajności”. 6000 ładunków jądrowych o sile kilkunastokrotnie większej niż bomby zrzucone na Hiroszimie i Nagasaki, to już nie jest broń taktyczna, ale broń masowego rażenia. W praktyce oznacza to tyle, że jakiekolwiek użycie broni atomowej wiąże się gigantycznym zagrożeniem dla całego świata. Pozostaje mieć nadzieję, że wszelkie dosłowne i meteoryczne groźby użycia broni jądrowej, są wyłącznie elementem wojny psychologicznej, bo praktyczne użycie z pewnością zakończy teoretyczne dyskusje na temat „niskiej wydajności”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!