Od każdej reguły są wyjątki, nawet w tak oczywistych obszarach, jak kłamstwa polityków i dziennikarzy. Wykluczenie części dziennikarzy, przez część polityków, w ramach Campus Polska Przyszłości, to doskonała ilustracja wyjątku od reguły. Tutaj politycy PO i dziennikarze sprzyjający PO zachowali się do bólu szczerze. Najpierw politycy PO zadzwonili do dziennikarzy PO, żeby ograniczyć skład dziennikarzy PO, na spotkaniu z politykami PO, a potem dziennikarz PO podniósł alarm w sprawie innego dziennikarza PO, który był za mało zaangażowanym dziennikarzem PO.
Owszem, można się w tym wszystkim pogubić, ale tylko wtedy, gdy się nie zna dziennikarzy i to niekoniecznie związanych z PO albo nie rozpoznaje polityków wszelkich opcji. Generalnie chodzi o to, że krytyka jest dopuszczalna, jednak krytykanctwa nie wolno akceptować. Na pierwsze kryterium załapał się Marcin Meller, na drugie Grzegorz Sroczyński. Obaj daliby się za PO pokroić, ale nie tak prymitywnie, jak cała reszta Gazety Wyborczej i TVN, czego PO pod naporem internetowych wyznawców nie zdołała zaakceptować.
Dlatego też, 17 sierpnia Marcin Meller ogłosił, że nie da się zastraszyć PO i nie będzie wodzirejem imprezy PO, skoro PO zażądało, aby Grzegorz Sroczyński, jako umiarkowany wyborca PO, nie miał prawa wstępu na imprezę PO. Za tą odważną decyzją poszła seria konstytucyjnych, wolnościowych i dziennikarskich postulatów, innymi słowy zaczęła się kłótnia w rodzinie. W pojedynku dziennikarzy PO z politykami PO wykorzystano wszystkie znane środki PO. Natychmiast powstała lista dziennikarzy PO, którzy sprzeciwiają się decyzjom polityków PO.
Po wykluczeniu Grzegorza Sroczyńskiego, stałego wyborcy PO, w pierwszej kolejności z imprezy PO zrezygnował Marcin Meller, od zawsze wyborca PO. Potem cenzurze PO sprzeciwili się: dziennikarz Maciej Orłoś głosujący na PO i profesor Adam Leszczyński, niezłomny wyborca PO.
W wydarzeniu PO zaplanowanym przez PO nie weźmie też udziału inicjatywa Wschód, od zawsze głosująca na PO, ale to chyba najmniejszy problem, bo o tej inicjatywie PO dowiedziała się dopiero wtedy, gdy została zbojkotowana.
Kampania wyborcza nabiera rumieńców i jak tak dalej pójdzie, to będziemy świadkami jeszcze wielu wyjątków od reguły. I raczej nie należy się spodziewać tego, że Adam Michnik zagłosuje na Antoniego Macierewicza albo Tomasz Lis na Magdę Ogórek, ale co sobie dziennikarze z politykami pogadają o wolności słowa, to nikt im nie odbierze. Natomiast zdradzeni symetryści PO nie mają wyjścia i muszą głosować na niezależnych kandydatów, na przykład Adama Bodnara albo Dariusza Dziekanowskiego.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!