Foto: PAP / Paweł Supernak

Gdy się dzień w dzień epatuje hasłami świeżości, nowej jakości i nadziei, a przy tym wykrzykuje buńczucznie, że stary polityczny stolik zostanie wywrócony, to poprzeczka jest ustawiona bardzo wysoko. W takiej sytuacji należałoby wziąć rozbieg, dokładnie obliczyć kroki, w odpowiednim momencie się odbić i przeskoczyć poziom, który się samemu i dla siebie wyznaczyło. Czy w taki sposób postępuje Sławomir Mentzen? Dla wiernych kibiców zapewne tak, ale na twarzach kibiców nie przekonanych jaka drużyna gra czysto, coraz częściej pojawia się grymas zgorszenia.

Naturalnie cały czas można odpowiadać standardowymi hasłami, że krytyka oponentów świadczy o ich strachu i właściwym kierunku obranym przez Konfederację, ale to się zaczyna odbijać czkawką. Cała seria dziwnych nominacji partyjnych i wciąganie na listę wyborczą, jak nie rodzinę, to dezerterów z innych ugrupowań, spotkało się z pierwszym poważnym szumem niezadowolenia. Prawdziwą burzę wywołała Magdalena Sosnowska, której wypomniano zachowania z czasów pandemii, jednak i ten sygnał został zignorowany, a co więcej Mentzen poszedł jeszcze dalej.

Wczoraj lider „Nowej Nadziei” pojawił się na wspólnej konferencji z Marianem Banasiem, postacią niezwykle kontrowersyjną. Do niedawna Banaś był gwiazdą PiS, a gdy wszedł w konflikt z PiS, to natychmiast stał się gwiazdą TVN i PO. Teraz Banaś postanowił wesprzeć Konfederację i nie bez znaczenia jest fakt, że jego syn Jakub również trafił na listę tej partii. Dla przeciętnego odbiorcy to wszystko razem wygląda i fatalnie i obłudnie, bo jak inaczej ocenić wchodzenie na POPiS-wy front z tymi samymi metodami walki? Jeśli Mentzen z jednej strony krzyczy o wykorzystywaniu instytucji państwowych do partyjnych gierek i obsadzania stanowisk rodziną, by z drugiej dokładnie w takim samym procederze uczestniczyć, to nie przeskakuje poprzeczki, ale pod nią przechodzi, żeby nie powiedzieć czołga się.

Patrząc na to wszystko obiektywnym okiem nie sposób nie dostrzec, że różnice pomiędzy Konfederacją i śmiertelnymi wrogami Konfederacji zacierają się w zawrotnym tempie i to w czasie kompanii wyborczej, kiedy trzeba uważać na każdy ruch. Do kompletu głównych grzechów politycznych brakuje politykom „Nowej Nadziei” tylko i wyłącznie jakiejś posady w spółce skarbu państwa albo wygranego przetargu na dostawę piwa Mentzen do sejmowej restauracji. Pytanie czy wyborcy, którzy w pierwszej fazie zachłysnęli się tym zafałszowanym obrazem „my jesteśmy inni”, teraz nie zaczynają się krztusić?

Z wiarygodnością jest jak z lasem, rośnie bardzo powoli, ale pali się błyskawicznie. Mentzen i spółka konsekwentnie lekceważą dym, jaki się coraz częściej unosi nad lasem Konfederacji i taka beztroska nigdy nie kończy się szczęśliwym finałem. Rzadko zdarzają się takie cuda, że PiS i PO, TVN i TVP mówią jednym głosem w tej samej sprawie. Konferencja Mentzena i Banasia taki cud wywołała, co teoretycznie wpisuje się w polityczną tezę Konfederacji o właściwej drodze, ale tylko teoretycznie. Po pierwsze głosy oburzenia płyną również ze strony części wyborców Mentzena, po drugie jak ci wszyscy mówią, że ledwie stoisz na nogach po kolejnym piwie, to czas się położyć i wytrzeźwieć.

Póki co nic nie wskazuje na to, żeby Sławomir Mentzen wsłuchał się w ostrzeżenia i życzliwe rady osób mu sprzyjających. Właściwie to jest jeszcze gorzej, Mentzen upił się nie tylko piwem wyborczym, ale i sondażami, którymi zamyka usta wszystkim krytykom. Do wyborów zostało lekko ponad dwa miesiące i w tym czasie dokona się weryfikacja tej przedziwnej strategii odradzanej we wszystkich politycznych podręcznikach. Sławomir Mentzen jeszcze nie wszedł do dużej polityki, ale już się w niej pogubił.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ