Najtrudniejsze są takie sytuacje życiowe, w których nie pojawia się jednoznaczna ocena, bo pojawić się nie może. Wówczas jesteśmy skazani na mozolne analizowanie poszczególnych wątków i etapów, co nierzadko kończy się solidną awanturą. Przypadek tak zwanych „wyborów kopertowych” jest klasyką wyżej opisanego gatunku i jeśli tylko zajmie się nim ktoś z odrobiną obiektywnego nastawienia, to będzie mu bardzo trudno oddzielić bohaterów pozytywnych od negatywnych.
Na szczęście jest też parę łatwych do ustalenia okoliczności, które mogą pomóc w ocenie ogólnego obrazu, ale przed ocenianiem musimy się cofnąć do 2020 roku. W tamtym czasie świat zwariował albo ktoś bardzo sprytny doprowadził do tego wariactwa, w każdym razie wszystko stanęło na głowie. Ludzie rozmawiali wyłącznie o jednym wirusie i zachowywali się jak opętani. Nieliczni próbowali racjonalnie wyjaśniać, że niekoniecznie mamy do czynienia z tym, co nam media i politycy serwują, ale ich głos znikał w histerycznym wrzasku. Skala obłędu była tak duża, że wybitni eksperci głosili nieprawdopodobne tezy, na przykład takie, że koperty mogą zabijać.
W wyżej opisanych warunkach wrogie sobie obozy polityczne spierały się o termin i formę wyborów. Rządząca Zjednoczona Prawica upierała się przy wyborach korespondencyjnych, co miało ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, ale przy okazji tak się złożyło, że w wynikach sondażowych Andrzej Duda dosłownie miażdżył Małgorzatę Kidawę-Błońską. Z tego faktu wprost wynikała determinacja rządzących, aby wybory odbyły się jak najszybciej i w takim zestawieniu kandydatów, które niemal gwarantowało zwycięstwo prezydenta Andrzeja Dudy. Z kolei ówczesna opozycja robiła wszystko, w tym straszyła Polaków zarazą gorszą od trądu i śmiercią w męczarniach, żaby wybory się nie odbyły. Cel tych działań był jasny, po prostu opozycja desperacko usiłowała wymienić Małgorzatę Kidawę-Błońską na Rafała Trzaskowskiego.
Ostatecznie i pod olbrzymią presją opozycyjnych samorządowców, którzy masowo odmawiali udziału w organizacji wyborów, rządzący zmienili decyzję i to w dwóch zakresach. Po pierwsze wybory zostały przesunięte i miały się odbyć w normalnym trybie i formie, co ciekawe nikt już się nie martwił rozprzestrzenianiem wirusa. Po drugie kandydatem Koalicji Obywatelskiej został Rafał Trzaskowski, a było możliwe dzięki zapisom przegłosowanym przez PiS. Zmiana ta nie odebrała zwycięstwa Andrzejowi Dudzie, ale ponad wszelką wątpliwość uchroniła Koalicję Obywatelską i samą Małgorzatę Kidawę-Błońską od totalnej kompromitacji. Dodać też należy, że ówczesny szef Kolacji rządzącej, jak i była kandydatka, zgodnie oświadczyli, że to oni powstrzymali wybory kopertowe.
Przy tak szczęśliwym obrocie spraw dzisiejsza władza powinna dzisiejszej opozycji posłać bukiet róż, skrzynkę wódki i odpowiednią porcję zakąsek, w ramach wdzięczność za wyciągnięcie z bardzo głębokiego bagna. Niestety politycy nie mają uczuć i nie znają litości, dlatego zamiast bukietu róż, wódki i zakąski, Mateusz Morawiecki jako główny odpowiedzialny za organizację wyborów kopertowych, dostał wezwanie do prokuratury i usłyszał zarzuty. Jaki z tego wniosek? Wnioski są dwa. Nie warto wykorzystywać okazji do łatwych zwycięstw, bo to najczęściej kończy się porażką. Nie warto liczyć na wdzięczność przeciwników politycznych, bo to najczęściej kończy się procesem politycznym.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
Sorry, ale w USA wybory kopertowe były “obroną demokracji”. Które przesądziły o wygranej Bidena.
Hołownia uważa, że opozycja to pasożyty, szkodniki