Foto: twitter.com/S_Koscielnik

Rozmaitych metod i brzytew chwytają się kandydujący w wyborach, jedni czytają z kartki na debacie, inni niestety śpiewają, a jeszcze inni korzystając z renomowanej kancelarii, świadomie łamią prawo karne, czyli chcą za pomocą przestępstwa dostać się do Sejmu. Z tej ostatniej i mimo wszystko rzadko spotykanej metody postanowił skorzystać pan Sebastian „Seicento” Kościelnik i reprezentujący go mecenas Władysław Pociej, niedoszły senator z ramienia Platformy Obywatelskiej.

Pana Sebastiana zna prawie cała Polska, co w sumie powinno mu ułatwić kandydowanie, bez stosowania desperackich zabiegów, ale jest pewien „mały” problem. Otóż pan Sebastian jest znany wyłącznie jako pan Sebastian od Seicento, który złamał przepisy ruchu drogowego i doprowadził do wypadku z rządowa kolumną samochodów. Czyn ten swego czasu był na ustach całej PO i urósł wręcz do rangi aktu religijnego, jednak po latach partia nisko wyceniła „bohatera” i dała mu 25 miejsce na liście wyborczej.

Z takiej pozycji trudno zwrócić uwagę wyborców, ale początkujący kandydat się nie poddaje i na każdym kroku przypomina o swoim „heroizmie” połączonym z batalią sądową. Tym razem przypomniał, że w wyniku wypadku, który spowodował, dwie osoby, w tym ówczesna premier Beata Szydło, zostały poszkodowane. Sąd po wieloletniej batalii prawomocnie uznał winę Sebastiana K., ale litościwie warunkowo umorzył postępowanie na okres próby jednego roku. W takim przypadku zgodnie z art. art. 67 par 3 k.k. pomimo warunkowego umorzenia:

sąd nakłada na sprawcę obowiązek naprawienia szkody w całości albo w części, a w miarę możliwości również obowiązek zadośćuczynienia za doznaną krzywdę, albo zamiast tych obowiązków orzeka nawiązkę.

I dokładnie w ten sposób postąpił sąd w sprawie Sebastiana K., ale pan Sebastian zamiast zachować się tak, jak na prawego obywatela i kandydata na posła przystało, postanowił odegrać żałosny teatrzyk wyborczy. Wczoraj na jego profilu pojawił się dramatyczny komunikat:

Tylko pobieżna lektura tego wpisu nie pozostawia złudzeń, czemu to wszystko ma służyć, jednak tajemnicą pozostawało, jaki pretekst zostanie wykorzystany, aby przyciągnąć widzów. Szybko się okazało, że tym pretekstem jest po prostu złamanie prawa i to z pełną premedytacją. Pan Sebastian K. został zobowiązany do wpłaty nawiązki na rzecz Beaty Szydło i drugiej osoby poszkodowanej. Oboje poszkodowani, zgodnie z prawem, wskazali rachunki fundacji, na które Sebastian K. miał przelać pieniądze. Naturalnie taki zabieg wiązał się z ewentualnymi, a raczej pewnymi zarzutami, że Beata Szydło dorabia się na krzywdzie obywatela.

Sebastian K. i jego pełnomocnik, niezgodnie z prawem, postanowili udawać, że nie zostało im wskazane konta, na które ma być przelane nawiązki. W konsekwencji złamanie prawa musiało doprowadzić do posiedzenia sądu w przedmiocie podjęcia warunkowo umorzonego postępowania, o czym „zaalarmował” Sebastian K.

W trakcie kampanii wyborczej górę zawsze biorą emocje, a fakty przestają mieć znaczenie, dlatego obaj panowie doskonale wiedzą, że większość widzów tego „spektaklu” nie będzie zagłębiać się w przepisy prawa, ale zareaguje zgodnie z preferencjami politycznymi. Zapomniał tylko pan Sebastian K. i mecenas Pociej, że ten kij zawsze ma dwa końce i właśnie tym drugim końcem obaj są bezlitośnie okładani. „Afera” szyta tak grubymi nićmi nawet u ludzi nie znających prawa wywołuje śmiech na przemian z obrzydzeniem. Na dodatek pojawiają się krótkie wpisy prawników, które całkowicie rozsadzają „męczeńską narrację”.

Gdyby nawet wersja Sebastiana K. była prawdziwa, to każdy przysłowiowy student prawa wie, że wystarczy złożyć wniosek o przekazanie zasądzonej nawiązki do depozytu sądowego, na czas rozstrzygnięcia ewentualnych wątpliwości i jest po sprawie. Rzecz w tym, że Sebastianowi K. dokładnie o przeciwny efekt chodzi i postanowił dostać się do Sejm wyłącznie za pomocą jedynego kapitału politycznego jaki ma – „święte Seicento”. Samochód Sebastiana będzie też uczestniczył w aukcji WOŚP, co z radością przyjął zaangażowany politycznie Jerzy Owsiak, który również wielokrotnie został uznawany winnym popełnienia przestępstw i jako prezes WOŚP odmawiał sądowi dostarczenia dokumentacji finansowej, jak również nie wykonał prawomocnych wyroków sądów.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!