Foto: Screen TVN24

Prekampania to w tej chwili najbardziej popularne słowo i jednocześnie definicja politycznych wygibasów. Zgodnie z przepisami kandydaci na prezydenta są związani formalnościami, przed wszystkim wybory ogłasza Marszałek Sejmu i to data wyborów wyznacza kolejne terminy takie, jak oficjalne zgłoszenia kandydata i start kampanii. Jak wiadomo daty wyborów jeszcze nie ma, oficjalnych kandydatów również, ale kampania wbrew prawu ruszyła pełną parą i dlatego nazywa się prekampanią.

Wszyscy politycy i ugrupowania polityczne biorą udział w tej maskaradzie, a jednocześnie wzajemnie się oskarżają o naruszenie zasad, czyli nic nowego pod słońcem. Powtarzają się także schematy, jakie widzieliśmy wielokrotnie. Nie ma kandydata, który byłby od kogoś zależny, każdy jest apolityczny i każdy deklaruje, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. Dotyczy to wiceprzewodniczącego partii PO Rafała Trzaskowskiego, przewodniczącego partii Polska 2050 Szymona Hołowni i Karola Nawrockiego, który jako jedyny nie ma legitymacji partyjnej, ale uzyskał poparcie PiS. Z powyższego zestawienia wynika jasno „zwykły obywatel” może wyciągnąć tylko jeden wniosek – nie ma kandydata w pełni niezależnego.

Tymczasem politycy mają swój świat i konsekwencją tego oderwania od rzeczywistości jest między innymi to, że ci najbardziej upolitycznieni najgłośniej krzyczą o niezależności. Podobnie mają się sprawy z demokracją i obywatelskością, o czym mogliśmy się przekonać na jednym ze spotkań Rafała Trzaskowskiego. Jeszcze wczoraj Wioletta Paprocka-Ślusarska nie była oficjalną szefową kampanii kandydata KO, ale już pokazała, że ma takie aspiracje i kompetencje.

Zwykle ludzie ustawiają się w kolejkach, żeby sobie zrobić zdjęcie, tak zwane selfie, ze swoimi idolami, ale na spotkaniu z Rafałem Trzaskowskim coś poszło nie tak. W ramach łączenia Polaków szefowa kampanii potencjalnego prezydenta, postanowiła siłą zaciągnąć młodą Polkę do obywatelskiego umiłowania kandydata. Uczciwie trzeba przyznać, że Rafał Trzaski w tej żenującej, ale też groźnej akcji, bezpośrednio nie brał udziału, ale to on wybrał sobie szefową kampanii i od tej odpowiedzialności nie ucieknie.

W tym miejscu pojawia się pewne skojarzenie z kampanią Bronisława Komorowskiego, którego sztabowcy w akcie desperacji zatrudnili suflerkę Jowitę Kacik. Pani Jowita przykładała głowę do pleców pana Komorowskiego i szeptała: „przytulmy panią”. Czy pani Wioletta Paprocka-Ślusarska będzie drugą Jowitą Kacik, a Rafał Trzaskowskim drugim Bronisławem Trzaskowskim? Taka analogia byłaby trochę niesprawiedliwa, pani Kacik mimo wszystko nie zachowywała się agresywnie, a pan Komorowski na spotkaniach z kołami gospodyń wiejskich był wyjątkowo naturalny i gospodynie ochoczo do zdjęć się ustawiały.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!