Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Prawybory w dwóch największych partiach przebiegły całkowicie odmiennie, głównie dlatego, że PiS pomimo zapowiedzi ostatecznie z pomysłu się wycofał. W KO dla odmiany wewnętrzne rozgrywki pojawiły się rzutem na taśmę i nie jest do końca jasne czym to było spowodowane. Prawdopodobnie zadziałał stary schemat i jednocześnie stara sztuczka. Donald Tusk chciał pokazać, że jego partii panuje powszechna demokracja, w przeciwieństwie do dyktatury PiS.

Jak wyszło? Bardzo różnie, było groźnie, nerwowo, toksycznie, a na końcu śmiesznie. Na wstępnie wypada przypomnieć, że z inicjatywą prawyborów wyszedł Rafał Trzaskowski, po czym Donald Tusk i Radosław Sikorski przyklepali ideę przez aklamację. Takie cuda w polityce zdarzają się bardzo rzadko i w tym przypadku też trudno w cud uwierzyć, zwłaszcza gdy się go skoreluje z wynikiem (pra)wyborczym. Niesamowity zbieg okoliczności sprawił, że prawybory wygrał Rafał Trzaskowi i to miażdżącą przewagą 75 proc. do 25 proc. W związku z tym istnieje podejrzenie, że głosy zostały policzone znacznie wcześniej, a cała operacja była wyłącznie spektaklem, choć nie do końca wyreżyserowanym, ponieważ parę rzeczy wymknęło się spod kontroli.

Istnieje jednak słaby punkt w tej teorii spiskowej, skoro tak ambitny polityk jak Radosław Sikorski wiedział, że wszystko jest ustawione, to dlaczego dał się upokorzyć, zresztą po raz kolejny, bo wcześniej bardzo podobnym wynikiem upokorzył go Bronisław Komorowski. Paradoksalnie to właśnie ambicja mogła Sikorskiego zgubić, a precyzyjnie rzecz ujmując bardzo wybujałe ego. Konkurent Trzaskowskiego liczył na nagły zwrot akcji i sam próbował taki zwrot wywołać, chociażby słynną już rozmową z Moniką Olejnik i późniejszym wpisem na portalu „X”. Dziś wiadomo, że się nie udało i wyszło jak zawsze. Niewiele też się udało pokazać w obszarze „święta demokracji” i właściwie efekt najbardziej przypomina demokrację wschodnioeuropejską, dawniej zwaną ludową.

W ostatnich wyborach prezydenckich w Rosji, które odbyły się w 2018 roku, Władimir Putin zdobył 76,6 proc. głosów, czyli zaledwie o niecałe 2 proc. pokonał Rafała Trzaskowskiego. W 2020 roku wybory prezydenckie przeprowadzono na Białorusi i tam rzecz jasna wygrał Aleksandr Łukaszenka uzyskując 80%. Pomijać to złośliwe porównanie, nie sposób uniknąć prostego, ale też naturalnego skojarzenia faktów. Wybór kandydata na Prezydenta RP to zbyt poważna i odpowiedzialna sprawa, aby ją powierzyć demokratycznemu wyborowi, w dodatku w ramach partii. Wszystko było jasne od początku, reszta to tylko oprawa pseudodemokratyczna, która zresztą przyniosła więcej szkód niż pożytku.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!