Foto: Wojtek Jargiło / PAP

Łatwiej znaleźć truflę wykrywaczem metalu niż polityka, który nie na pokaz, ale naprawdę ma dystans do siebie i świadomość własnych słabości. Od kliku tygodni mówiło się niemal wszędzie, że kandydatem na prezydenta z ramienia PiS będzie Przemysław Czarnek. Wybór od początku wzbudzał skrajne reakcje od euforii twardego jądra partii i elektoratu, po rozpacz realistów nie dających Czarnkowi najmniejszych szans na zwycięstwo w wyborach. Wreszcie głos zabrał sam potencjalny kandydat i zaskoczył chyba wszystkich.

W rozmowie z Robertem Mazurkiem Przemysław Czarnek najpierw zdefiniował trzy niezbędne cech idealnego kandydata PiS, po czym bez ogródek przyznał, że jednej z tych cech po prostu nie posiada:

Taka ocena własnej osoby raczej nie pozostawia złudzeń, bo trudno, aby kandydat do sprawowania najważniejszego urzędu w Polsce realnie myślał o wygranej, a jednocześnie z rozbrajającą szczerością stwierdzał, że na wygraną nie ma szans. Wszystko zatem wskazuje na to, że ta niewiadoma w wyścigu do prezydenckiego fotela już się wyjaśniła. Przemysław Czarnek nie stanie do wyborów, ponieważ chce, żeby kandydat PiS wybory wygrał. Z drugiej strony polityk obiecał wsparcie dla „idealnego kandydata”, który będzie posiadał wszystkie trzy cechy.

Bez szczegółowej wiedzy ciężko rozstrzygać, czy ta ze wszech miar szlachetna postawa jest wynikiem wcześniej podjętych decyzji w sztabie PiS, czy może Przemysław Czarnek właśnie pomógł Jarosławowi Kaczyńskiemu w zamknięciu kolejnego wątku wyborczego. W drugim przypadku szlachetność i troska o dobro Ojczyzny są godne jeszcze większej pochwały, ale i pierwszy przypadek to rzecz wyjątkowa. Wystarczy spojrzeć na walkę wewnętrzną w obozie przeciwnika, gdzie Radosław Sikorski do końca bije się Rafałem Trzaskowskim, aby dostrzec unikalność postawy Przemysław Czarnka.

Dla najszerzej pojętego obozu prawicy ten zwrot akcji jest bardzo korzystny i dający nadzieję, ale to dopiero pierwszy etap. Fakt, że na samym starcie PiS nie oddaje wyborów walkowerem, a tak by to się skończyło po starcie Przemysława Czarnka, to ta lepsza cześć wiadomości. Gorsza jest taka, że kandydata ciągle nie ma, za to koncepcji wyboru pojawia się coraz więcej, czasami po kilka w tygodniu. Jeśli wierzyć przeciekom medialnym, to na placu boju pozostał Mariusz Błaszczak, czyli jeszcze bardziej „niewybieralny” kandydat niż Czarnek oraz dwaj przedstawiciele młodego politycznego pokolenia: Karol Nawrocki i Tobiasz Bocheński.

Pan Bocheński miał swoją szansę w bardzo trudnych wyborach na prezydenta stolicy, ale wypadł bardzo przeciętnie. Karol Nawrocki w ogóle nie jest politykiem i to jednocześnie jego największy atut, jak i słabość, co widać w wywiadach. Nawrocki nie przeszedł jeszcze przez te wszystkie szkolenia z retoryki i uników, które zaliczył każdy polityk regularnie występujący w mediach. Nie jest to jednak żadna przeszkoda, takie „kursy” można zaliczyć w tydzień, bo tutaj od lat powtarzają się te same schematy. Gorzej, że całkowity debiutant ma takie same szanse na spektakularny sukces, jaki i na kompromitującą porażkę i nie tylko od niego zależy, jak się sprawy potoczą.

Pozostaje jeszcze do wyboru cudowny kandydat i całkowite zaskoczenie na samym finiszu eliminacji. Najwierniejsi z wiernych zaczynają podrzucać takie plotki, ale ile w tym jest prawdy nie wie nikt. Za to pewne jest, że wymienione przez Przemysława Czarnka cechy kandydata PiS na Prezydenta RP to niezbędne minimum, chociaż bardzo wygórowane i trudne do osiągnięcia, co widać wyraźnie po dotychczasowych bardzo chaotycznych działaniach PiS.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!