Foto: Screen Youtube

W kampanii wyborczej dyżurne tematy mają swoje znaczenie, a nawet potrafią zdecydować o losach kampanii. Doskonałym przykładem kampanii, w której dyżurny temat zdecydował o zwycięstwie, jest kampania prezydencka z 2020 roku, kiedy to wbrew ekspertyzom wybitnych analityków ostra retoryka wymierzona w LGBT przyniosła zwycięstwo Andrzejowi Dudzie.

Stało się tak dlatego, że Rafał Trzaskowski z ekipą przesadzili z definicją tolerancji i ciemnogrodu, po czym starali się na siłę Polakom wcisną skrajnie ideologiczne postawy, jako kanon postępu i europejskości. Konkurencja natychmiast to wykorzystała, przywołując emocjonalne argumenty dotyczące ochrony dzieci i polskich szkół.

W tym pojedynku akurat wygrał przedstawiciel PiS, ale to nie znaczy, że PiS nie potrafi zamienić się w opozycję, parę razy już się tak zdarzyło i szczęście sztabu z Nowogrodzkiej polega na tym, że miało to miejsce poza kampanią wyborczą. Największy kryzys polityczny wywołał wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący aborcji, chociaż to nie PiS wyrok wydawał. Przyczyna była dokładnie taka sama, czyli ideologiczne przegięcie, tym razem w drugą stronę.

Innym tematem podsycającym społeczne napięcie jest in vitro i właśnie w tej kwestii na wczorajszym posiedzeniu Sejmu wypowiedziała się posłanka PiS Barbara Bartuś, która zapewne bardziej myślała o miejscu na liście wyborczej, niż o interesie całej partii. Pani Bartuś najpierw wygłosiła standardową formułkę o totalnej opozycji i aborcji, a potem dostarczyła politycznego paliwa tejże opozycji, porównując in vitro do produkcji człowieka:

Totalna opozycja z nas kobiet próbuje zrobić jakby osoby niepełnosprawne, które nic nie potrafią, wszystko trzeba im załatwić, a walkę o prawa kobiet ograniczacie do walki o antykoncepcję, do prawa do aborcji, czyli zabijania dzieci, które już się poczęły. Krzyczycie jednocześnie, że tak mało się rodzi. (…) To nie jest metoda (in vitro dop. red.) walki z bezpłodnością, to jest produkcja człowieka.

Na odpowiedź długo nie trzeba było czekać i jako jedna z pierwszych głos zabrała posłanka Lewicy, przywołując cały pakiet emocjonalnych argumentów, z którymi politycznie bardzo ciężko dyskutować:

Niektórzy rodzice nie mogą mieć dzieci w sposób tradycyjny, dlatego też in vitro jest dla nich jedyną szansą. A pani z PiS pozbawiła takich ludzi godności, co jest niewybaczalne. Jak mają się czuć rodziny, które mają dzieci z in vitro? Jak mają się czuć osoby poczęte za pomocą tej metody? To jest straszne i bezczelne, i nigdy w polskim Sejmie nie powinno się pojawić –  oświadczyła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus.

Metoda in vitro zawsze wzbudzała kontrowersje, również wielu lekarzy, bo nie jest to proces naturalny i co więcej wiąże się ze sztucznym zapłodnieniem wielu zarodków, co budzi największe opory etyczne. Trzeba jednak mieć na uwadze, że prawie nikt nie decyduje się na in vitro z powodów ideologicznych, tylko macierzyńskich i przede wszystkim nie wolno robić krzywdy dzieciom, które w taki sposób przyszły na świat. O tym wszystkim posłanka PiS z całą pewnością zapomniała.

Politycy wszelkich opcji nieraz się przekonali, że wyborcy skrajne postawy ideologiczne akceptują na poziomie nie pozwalającym przekroczyć progu wyborczego. Każde prawicowe, lewicowe, czy liberalne odchylenie, zawsze spotyka się z surowym wyrokiem wymierzonym przy urnie. Występ Barbary Bartuś nie zdecyduje o losach kampanii i wyborów, ale na pewno nie pomógł PiS i to jeszcze przez jakiś czas będzie przez opozycję wykorzystywane, bo takich prezentów się nie odrzuca.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!