Foto" PAP / Leszek Szymañski

Osoby publiczne dlatego są osobami publicznym, że publicznie mówią o swoim życiu zawodowym, ale i prywatnym. O tej banalnej regule często zapominają zarówno same osoby publiczne, jaki fani takich osób. Chcącemu nie dzieje się krzywda, jeśli ze swojego życia robisz publiczne widowisko, to musisz się liczyć z tym, że litości nie będzie, a wystarczy jeden fałszywy ruch albo wpadka i przyklejonej metki nie da się usunąć ani domową, ani profesjonalną technologią.

Politycy w tej dyscyplinie są szczególnie bezlitośnie traktowani i praktycznie nie da się znaleźć jednego nazwiska z pierwszych stron gazet, które nie kojarzyłoby się z jakimś popularnym „osiągnięciem”. Czterech takich „jednoznacznych” według Gazety Wyborczej ma wrócić do Polski, chociaż dosłownie przed chwilą wyjechali do Parlamentu Europejskiego. W kolejności alfabetycznej są to: Dariusz „Kierownik Basenu” Joński, Marcin „Pogłos” Kierwiński, Bartłomiej „Kamieni Kupa” Sienkiewicz i Michał „Drwal” Szczerba. W tym miejscu konieczne jest małe przypomnienie, skąd się te pseudonimy polityczne wzięły i tym razem nie kolejność alfabetyczna będzie kryterium, ale rozgłos.

Z całą pewnością najbardziej popularny jest „Kamieni Kupa”, czyli Bartłomiej Sienkiewicz, który w knajpianej rozmowie w taki sposób określił administrowanie państwem pod rządami Donalda Tuska: „Ch*j, du*a i kamieni kupa”. Drugie miejsce należy się Marcinowi Kierwińskiemu pomimo tego, że jego osiągnięcie jest najmłodsze. Podczas obchodów „Dni Strażaka” pan Marcin przemawiał w taki sposób, że zdecydowana większość słuchaczy podejrzewała niekontrolowane spożycie alkoholu. Ówczesny minister tłumaczył się wadliwością sprzęty nagłaśniającego, który tylko podczas jego przemówienia tak się sprężył, że dawał pogłos.

„Drwal” i „Kierownik Basenu” to od dłuższego czasu nieodłączna para bazującą na podobnym, a może na jednym i tym samym potencjale intelektualnym. W zaistniałej sytuacji mogłoby dojść do krzywdzącego werdyktu, gdyby nie potraktować ich kategorią ex aequo. Niemniej jednak jakiś porządek w opisie trzeba zachować, zatem wróćmy do alfabetu, żeby wyjaśnić „Kierownika Basenu”. Miano to Dariusz Joński zawdzięcza SLD, nieistniejąca już partia nie dostała się do parlamentu i tym samym Joński stracił robotę. W przerwie między kadencjami i zmianą barw politycznych musiał się jakoś utrzymać, a że polityk zazwyczaj niewiele potrafi poza politykowaniem, to dostał stanowisko kierownicze na miejskim basenie.

Michała Szczerba z kolei tak naprawdę mógłby mieć wiele przydomków, ale drwal się wziął stąd, że pan Michał próbował udawać normalnego chłopaka, co to przeprowadzi staruszkę przez zebrę, zrobi zakupy i drewna narąbie. I na tej ostatniej pozycji Szczerba poległ rąbiąc polana nowatorską technologią „w poprzek”. Nie koniec na tym, ponieważ polityk KO był tak odważny i nieświadomy swojego wyczynu, że opublikował zdjęcia w Internecie, co natychmiast stało się materiałem „memicznym”.

Dobrze, ale skąd pomysł i doniesienia „Gazety Wyborczej”, że cała czwórka ma wrócić do Polski? Autorem pomysłu ma być Donald Tusk i jego plany związane z kolejną dużą rekonstrukcję rządu. W ramach poprzedniej rekonstrukcji dwóch ministrów i dwóch szefów komisji śledczych wyleciało do Brukseli, teraz maja wrócić z powrotem do „ten kraju”. No, może nie do końca teraz, bo Tusk prawdopodobnie przeniósł termin wymiany kadrowej z września na maj, co jest związane z wyborami prezydenckimi. Tak, czy inaczej, jak ministrami zostaną „Drwal” i „Kierownik Basenu”, to nic innego z tego wyjść nie może, jak „Ch*j, du*a i kamieni kupa” z „Pogłosem”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ

  1. Donald Tusk z rodziną?

    W castingu do “Pytania na śniadanie” może wziąć udział każdy, choć stacja nie ukrywa, że preferuje konkretny wzorzec kandydata.

    Zapraszamy wszystkich, niezależnie od wieku, pochodzenia, doświadczenia, pasji czy zawodu – liczą się charyzma i pozytywna energia!” – podaje TVP, choć poi chwili dodaje, że mile widziana będzie “rodzina z dziećmi i zwierzakami, mieszkająca nad morzem, w której mąż lub żona są obcokrajowcami