1 października 2023 roku i „marsz miliona serc” zbliżają się wielkimi krokami, jednak coraz więcej wskazuje na to, że autor pomysłu wpadł w pułapkę swoich ambicji. Donald Tusk słynie z przesadnych opinii, czy wręcz oderwanych od rzeczywistości, ale tym razem przesadził z oceną własnych możliwości i umiejętności mobilizacyjnych. Powszechnie wiadomo, że każdy projekt propagandowy powinien być nastawiony na osiągniecie tak zwanego efektu „łał”. W momencie, gdy Donald Tusk ustawił poprzeczką na abstrakcyjnym poziomie „miliona serc”, efekt „łał” zaczyna się od dwóch milionów.
Przeciwieństwem propagandowego sukcesu jest propagandowa porażka, a jeszcze gorzej wygląda propagandowa katastrofa i przed tym usiłuje się obronić Koalicja Obywatelska. Na marszu 4 czerwca rzeczywiście udało się KO pobić rekord frekwencyjny, ale realny wynik to nie pół miliona i tym bardziej nie milion, tylko góra 150 tys. Jednocześnie trzeba pamiętać, że znaczna część tej liczby to zasługa Prawa i Sprawiedliwości, które forsowało niezbyt mądrą ustawę zwaną „lex Tusk”. Aktualnie Donald Tusk i cała partia cierpią na brak negatywnej emocji koniecznej do zmobilizowania grupy „Silni Razem”. Dlatego regularnie są podejmowane próby w tym kierunku. Pierwsza to „afera wizowa”, jednak po blisko dwutygodniowej kampanii skutek jest taki, że spadły wyniki sondażowe KO i wzrosły albo się nie zmieniły wyniki PiS.
Druga próba to męczeńska inscenizacja Kingi Gajewskiej, która najpierw popełniła wykroczenie, później odmówiła okazania legitymacji poselskiej, by na końcu, poza światłami kamer, okazać dokument w radiowozie. Dwa dni emocje się niosły, ale już widać, że nic z tego nie będzie, na szczęście pojawiło się nowe nieszczęście, które może pomaszerować w „marszu miliona serc”. Dziś rano w katowickiej galerii zdenerwowany obywatel najpierw wygarnął Borysowi Budce, a potem go popchnął tak złośliwie, że szefowi klubu PO wypadł telefon. Policja potwierdziła, że:
W jednej z galerii w centrum Katowic do pokrzywdzonego podszedł nieznany mężczyzna, który miał wytrącić mu z ręki telefon. Obecnie trwają czynności przyjęcia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa – fragment wypowiedzi dla mediów, podkom. Agnieszka Żyłka, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawił sam Borys Budka, który uznał, że napaść na niego zorganizował :
Człowiek, któremu tę nienawiść w sercu zasiał Kaczyński. To Jarosław Kaczyński jest politycznie odpowiedzialny, za to, że w Polsce może dojść do tragedii. I dzisiaj to od Kaczyńskiego oczekuję, by natychmiast przerwał tę spiralę nienawiści. By wydał polecenie w reżimowej telewizji i by wreszcie skończono nakręcać tę histerię. (…) Jeżeli pan nie przestanie z tym swoim chorym językiem nienawiści, jeżeli pan nie zaprzestanie atakowania Donalda Tuska, ludzi Koalicji Obywatelskiej, to dojdzie do tragedii. Czy pan chce, żeby powtórzyła się tragedia z Gdańska?
Czy to jest ta dramatycznie poszukiwana negatywna emocja, która zbuduje przynajmniej połowę frekwencji z 4 czerwca? Nie wydaje się, bo nawet sprzyjające PO media nie widzą w tym paliwa do napędzenia sensacji. Za to pobity telefon Borysa Budki ma szansę trafić na aukcję WOŚP, podobnie jak Seicento Sebastiana.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!