Foto: Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

Politycy zazwyczaj mają proste recepty na wszystko, a właściwie jeden przepis, który swego czasu sformułował Jacek Kurski: „ciemny lud to kupi”. Czasami uda się sprzedać taką maść na szczury, ale częściej okazuje się, że lud jednak nie jest taki ciemny, jak zakładają propagandyści i natychmiast wyczuwa polityczny fałsz. Oddzielną kategorią politycznych batalii jest walka o młodzież, tutaj potrafią się dziać rozmaite cuda, chociaż do znudzenia powtarzalne. Doskonałą ilustracją tych dramatycznych i bezskutecznych wysiłków są dwa przykłady.

Tuż przed wyborami prezydenckimi chłopak Igi Lis i zięć Tomasza Lisa in spe, raper Taco Hemingway nagrał rymowankę „Polskie tango”. W treści tego utwory znajdziemy typowe celebryckie biadolenie o reżimie i ciemnogrodzie nad Wisłą, ale najbardziej zostało zapamiętane „***** ***”, czyli „j***ć PiS”. Dziś się można z tego pośmiać, ale w chwili premiery całe grono zacnych ekspertów z tytułami profesorskimi mówiło o przełomie i przegranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich.

Bunt młodych miał być tą lokomotywą, która rozjedzie PiS, bo przecież młody artysta jest głosem pokolenia i to pokolenie „ma dość”. Jaki był wynik wyborów wszyscy wiemy, a hasło „j***ć PiS” jest dziś ulubionym opisem konta sześćdziesięciolatków, spod szyldu „silni razem”. Eksperci zapomnieli albo nie chcieli pamiętać, że raper jest głównie przedstawicielem establishmentu, któremu spłaca długi wdzięczności i nie ma żadnej politycznej siły przebicia wśród młodzieży generalnie od polityki uciekającej.

Po drugiej stronie politycznej barykady wysiłki polityków PiS wyglądają bardziej groteskowo. Debiut Jarosława Kaczyńskiego na Tik Toku, czy ostatnie występy byłego rzecznika PiS Radosława Fogla na tej samej platformie, to przeciwskuteczne desperacje. Być może ta „oczywista oczywistość” w końcu dotarła do decydentów rządowych, na co wskazuje decyzja Kancelarii Prezesa Rady Ministrów o wycofaniu przetargu na kampanię w mediach społecznościowych, opartej na młodzieżowych idolach, tzw. influencerach”. Kampania miała ruszyć w tym miesiącu i promować osiągnięcia Polski, czytaj rządu PiS, za co Morawiecki zamierzał z kieszeni Polaków wyplacić 146 000 zł.

Projekty tego typu, firmowane przez KPRM, zwykle prowadzi Tomasz Matynia, szef Centrum Informacyjnego Rządu i to właśnie ten polityk odpowiadał za kampanię „Szczepimy się”. Do dziś nie wiadomo ile pieniędzy na to poszło, ale wiadomo jak marny i dokładnie odwrotny był efekt. Nikt tak nie zraził Polaków do wszelkiego rodzaju szczepień, jak propaganda rządowa, a głownie aktywność na portalach społecznościowych samego Matyni i jego współpracowników. Wszystkie te przykre doświadczenia plus obawa przed wybuchem kolejnej afery, ostatecznie mogły przesądzić o wycofaniu przetargu i tym sposobem politycy PiS będą musieli sami twórczo popracować nad gwiazdkami i melodeklamacjami.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!