Foto: Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Spekulacje medialne na temat natychmiastowej zmiany warty na Kremlu zakończyły się wraz z wystąpieniem Władimira Putina, który zapowiedział częściową mobilizację. Wywołało to zupełnie nowe emocje, najpierw wróciła debata o zagrożeniu wojną atomową, potem pojawiły się liczne doniesienia, że z Rosji emigrują mężczyźni, którzy mogliby mieć „szczęście” w losowaniu karty mobilizacyjnej.

Wprawdzie prawdopodobieństwo wylosowania szczęśliwego numerka przy skali 300 tysięcy rezerwistów na 145 milionów mieszkańców Rosji nie jest zbyt duże, ale trzeba pamiętać, że samych rezerwistów objętych mobilizacją jest kilka, góra kilkanaście milionów, co oznacza gwałtowny wzrost poziomu „szczęścia”. I właśnie tymi okolicznościami tłumaczy się panikę wśród przyszłych rosyjskich bohaterów wojennych, a ta z kolei ma powodować nową falę emigracji.

Tak się składa, że Polska znów jest krajem tranzytowym dla wyżej opisanej operacji. Mało prawdopodobne jest to, aby Rosjanie przybywali do nas przez białoruską i ukraińską granicę, ale wycieczki do przygranicznych polskich miejscowości od strony Kaliningradu mają opanowane. W związku z tym polscy politycy, w swoim stylu i zwyczaju, jako pierwsi zaczynają się głośno zastanawiać, co zrobić z potencjalnymi gośćmi z Rosji. Trudno rosyjskich dezerterów traktować jako zwolenników Putina i konfliktu zbrojnego na Ukrainie, jeszcze trudniej blokować im drogę ucieczki, co z całą pewnością byłoby źle odebrane przez demokratyczną opozycję i wolne media. Dlatego szef BBN Paweł Soloch głośno rozważa, jakie kroki powinna podjąć Polska.

Gdyby te próby dezercji były liczone w tysiącach (osób, dopisek redakcji), to powinniśmy koordynować działania z państwami regionu, przede wszystkim w pierwszym rzędzie z Bałtami, ale tez z aspirującą do NATO Finlandią – czyli z państwami „frontowymi”.  

Znając polską gościnność i zdolność do wyrzeczeń, należy się spodziewać, że paliwo będzie po 15 zł, ale nie pozwolimy, aby jednemu rosyjskiemu dezerterowi stała się krzywda, tym bardziej, że któryś z nich może być mężem i ojcem Marianny z Mariupola.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!