Foto: Twitter Krzysztof Stanowski

Czesław Michniewicz został trenerem reprezentacji Polski w nadzwyczajnych okolicznościach. Stało się to po głośnym skandalu z portugalskim trenerem Paulo Sousą, ale to nie jedyna nadzwyczajna okoliczność. Gdy niemal wszystkie media mówiły o „przyklepanym” kontrakcie Adam Nawałki, w ostatniej chwili nastąpił nagły zwrot i pojawił się popularny „Czesiek”. Wówczas media zaczęły się rozpisywać na inny temat, a mianowicie 711 połączeniach telefonicznych pomiędzy Michniewiczem i Ryszardem Forbrichem, bardziej znanym jako „Fryzjer”.

W ramach narodowego kompromisu zapadła decyzja „dajmy trenerowi szansę, przeszłość oddzielamy grubą kreską”. Początkowo wszystko szło nieźle, baraże ułożyły się dla polskiej reprezentacji tak szczęśliwie, że UEFA wykluczyła z rozgrywek Rosję, w związku z sytuacją na Ukrainie. Decydujący o awansie na Mistrzostwa Świata w Katarze mecz ze Szwecją, Polska wygrała 2:0, a Lewandowski strzelił karnego. I tak wyglądał pierwszy cel zrealizowany przez „Michniewicza”, którym była awans na Mistrzostwa Świata. Po drodze Polska jeszcze utrzymała się w grupie A Ligi Narodów, czego w zasadzie od Michniewicza nie oczekiwano.

Z to bardzo ważnym celem numer dwa, zwanym też „celem minimum”, było wyjście z grupy po 36 latach obecności i nieobecności Polski na kolejnych mundialach. Pierwszy mecz z Meksykiem zakończył się bezbramkowym remisem, ale pomimo braku porażki, w ogniu krytyki stanął nie tylko kapitan Lewandowski, który nie wykorzystał karnego, krytykowano również styl gry polskich piłkarzy. W meczu z Arabią Saudyjską wynik był już lepszy, jednak styl się nadal nie zmieniał. Gdy Polska grała ostatni mecz grupowy z Argentyną, nie można było mówić o żadnym stylu, oczy piekły i był to chyba najgorszy mecz w wykonaniu jakiejkolwiek drużyny na Mistrzostwach Świata w Katarze.

Zaraz po tym spotkaniu ruszyła lawina kompromitujących wydarzeń, które ostatecznie pogrążyły Czesława Michniewicza. Mówiąc w skrócie odezwały się doświadczenia z „Fryzjerem” i to w spektakularny sposób. Michniewicz miał o trzeciej w nocy obudzić Roberta Lewandowskiego, żeby z nim porozmawiać o domniemanej premii, jaką obiecał piłkarzom premier Mateusz Morawiecki. Napięta atmosfera w drużynie osiągnęła swoje apogeum, co zaowocowało pierwszymi głosami krytyki ze strony piłkarzy, jakie miały miejsce po przegranym meczu 1/16 finału z Francją. Paradoksalnie w tym spotkaniu Polacy wypadli najlepiej, chociaż przegrali aż 3:1 i Lewandowski strzelił karnego dopiero po drugiej i też nie najlepszej próbie.

Gdy rywalizacja sportowa została zamknięta, do mediów każdego dnia zaczęły się przedostawać coraz bardziej żenujące informacje. Konflikty w drużynie rozlały się na sztab i w ostatnie odsłonie piłkarskiej tragifarsy został opisany spór pomiędzy rzecznikiem reprezentacji i trenerem, którego tłem znów była premia od Morawieckiego. Inną głośno komentowaną zakulisową rozgrywką był telefon Roberta Lewandowskiego do prezesa PZPN Cezarego Kulszy. W czasie rozmowy kapitan reprezentacji miał poinformować prezesa o fatalnym nastawieniu całej drużyny do trenera Michniewicza.

Dziś tragifarsa została zakończona, PZPN oficjalnie zakomunikował, że z dniem 31 grudnia 2022 roku kontrakt z Czesławem Michniewiczem wygasa. Jest to pierwszy taki przypadek w historii polskiej piłki, kiedy trener zostaje zwolniony za wykonanie postawionych mu celów, ale poza dziennikarzami: Łukaszem Cioną i Krzysztofem Stanowskim, cała Polska uniosła ręce w górę, jak po strzelonym golu i to przez PZPN!

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!