Foto: Screen TVP Info

Czas kampanii wyborczych przypomina niekończące się Boże Narodzenie i codzienne wizyty Świętego Mikołaja, który zamiast prezentów przynosi obietnice. Sprawy trudne politycy załatwiają od ręki, ale tylko na papierze. Sprawy wybitnie skomplikowane muszą odrobinę poczekać, chyba że są w danym momencie idealnym paliwem politycznym. W zgodnej opinii ekspertów i samych kandydatów na urząd Prezydenta RP kwestie bezpieczeństwa i co za tym idzie polityki międzynarodowej będą na pierwszym miejscu. Dlatego też pierwsze prezenty przyszły właśnie z tego kierunku.

Jeszcze dwa lata temu, nawet rok, większość klasy politycznej, z wyjątkiem Konfederacji, powtarzała jednym głosem, że w czasie konfliktu na Ukrainie nie wypada wspominać o ludobójstwie dokonanym na Wołyniu. Od kilku miesięcy nagle się to zmieniło, głównie za sprawą skandalicznych wypowiedzi ukraińskich polityków, którzy nie tylko zakłamywali historie, ale jeszcze sugerowali rewizję granic z Polską. Gdy były szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba został zapytany na Campus Polska o Wołyń, to wpadł w szał i najpierw porównał tę rzeź do akcji „Wisła”, a potem powiedział niemal wprost, że Podkarpacie i Lubelszczyzna to ziemie ukraińskie. Działo się to w obecności polskiego szefa MSZ Radosława Sikorskiego, który w żaden sposób nie zareagował.

Z tym większym zdziwieniem należy patrzeć na wspólną konferencję Radosława Sikorskiego i obecnego ministra spraw zagranicznych Ukrainy Andrija Sybiry, gdzie zupełnie niespodziewanie padły takie oto słowa:

Ukraina potwierdza, że nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia przez polskie instytucje państwowe i podmioty prywatne, we współpracy z właściwymi instytucjami ukraińskimi, prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na terytorium Ukrainy zgodnie z ustawodawstwem ukraińskim i deklaruje gotowość do pozytywnego rozpatrywania wniosków w tych sprawach – fragment komunikatu odczytany przez Radosława Sikorskiego.

Radosław Sikorski wygłosił powyższy fragment wspólnego stanowiska w tonie triumfalnym, tymczasem na pierwszy rzut oka widać, że te kilka zdań nie zawiera żadnych konkretów. Jest to typowy zlepek słów, jakie się stosuje w dyplomacji po to, żeby się pozbyć niewygodnego problemu, ale nie poprzez jego rozwiązanie, tylko przez „wyrażenie otwartości ukierunkowanej na przyszłą współpracę”. Doskonale to wyczuł szef IPN i kandydat na prezydenta Karol Nawrocki, który powiedział „sprawdzam” i to w bardzo dobitny sposób:

Jeśli publiczne deklaracje dzisiejszych polityków nie są tylko deklaracjami politycznymi, to czekamy w IPN – tej jedynej instytucji, która jest gotowa do podjęcia prac ekshumacyjnych na Wołyniu – na formalne potwierdzenie i odpowiedź na nasze wnioski wysyłane od 2017 r. (…) Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN jest gotowe w ciągu 24 godzin podjąć się realnych poszukiwań na Wołyniu. Czekamy więc na formalne potwierdzenie tej informacji. (…) – powiedział Karol Nawrocki na konferencji prasowej.

Pytanie czy tym razem Święty Mikołaj od darów kampanijnych przyniesie odpowiedź strony ukraińskiej na stanowisko wyrażone przez Karola Nawrockiego, raczej zostanie odłożone na półkę pytań retorycznych. Z podobnym sceptycyzmem do sprawy odniósł się prezydent Andrzej Duda, który słusznie zauważył, że o przełomie będzie można mówić, gdy ekshumacje zostaną przeprowadzone.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!