Foto: PAP/M. Obara

Paweł G., znany pediatra i propagator nauki, który zalecał instalowanie pionowych wyciągów przy stolikach restauracyjnych, celem odsysania wirusów wydychanych przez konsumentów, stanowczo zabronił ujawniania swoich danych osobowych. Propagator nauki osobom łamiącym zakaz pogroził procesami sądowymi i co ciekawe zrobił to pod własnym imieniem i nazwiskiem na kilku portalach i w paru mediach.

Skąd te nerwy? Paweł G. był biegłym w procesie dyscyplinarnym doktora Zbigniewa Martyki, który od wielu lat jest specjalistą od chorób zakaźnych i ordynatorem oddziału obserwacyjno-zakaźnego w szpitalu w Dąbrowie Tarnowskiej. Z uwagi na fakt, że ta sprawa zbulwersowała opinię publiczną i wywołała lawinę krytycznych komentarzy, również podważających kompetencje Pawła G., reakcja celebryty przybrała tak ostry ton.

Wydawać by się mogło, że Paweł G. zapomniał o tym kim jest i co robił przez ostatnie dwa lata, praktycznie nie wychodząc z okienka telewizora. Pod pełnym nazwiskiem i z dumnie podniesioną głową odbierał też nagrodę główną Popularyzator Nauki i w tym kontekście jego zachowanie jest po prostu śmieszne. Mamy jednak w redakcji swoje doświadczenia procesowe i wiemy, że jeśli dentystka Anna Kot może prowadzić postępowanie przygotowawcze, a sędzia ginekolog Anna Szeliga skazać specjalistę od chorób zakaźnych z 30 letnim stażem, to i nas może posadzić na przykład lekarz medyczny roku Adam Giza.

Dlatego też z ostrożności procesowej nie tylko używamy skróconego nazwiska, jak mówi prawo, ale też wizerunek Pawła G. przesłoniliśmy odpowiednim paskiem. Znając życie i dociekliwość ludzką, jesteśmy więcej niż pewni, że wielu będzie chciało odszyfrować o kogo chodzi. Dla ciekawskich mamy małą podpowiedź…

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!