Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Adam Bodnar na polecenie Donalda Tuska i pod presją Romana Giertycha hurtowo produkuje postępowania prokuratorskie. Gros tych działań to zwykły spektakl polityczny, cześć powinna być objęta aktami oskarżenia wobec tych, którzy prowadzą te postępowania, ale są też takie śledztwa, które nawet w prokuraturze pod nadzorem Bodnara się bronią. Gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje o właścicielu „odzieży patriotycznej”, dla każdego Polaka mającego styczność z prowadzeniem biznesu było jasne, że takie złote interesy, jakie robił Paweł Szopa, możliwe są tylko z udziałem kasy publicznej.

Liczby nie kłamią i choćby nie wiadomo jak liczbami żaglować, to zakup towaru za 70 milionów, który następnie odsprzedaje się agencji państwowej za 350 milionów, musi dawać niebotyczny zysk. Początkowo ten fenomen biznesowy próbowano tłumaczyć nagonką na polskiego patriotę i przedsiębiorcę. Później mecenas Bartosz Lewandowski uruchomił kreatywną księgowość i udowadniał, że marża wynosiła nie więcej niż 25%, ale… liczby nie kłamią i nic z tych magicznych zaklęć się nie uchowało. Najbardziej chyba zdawał sobie z tego sprawę sam Paweł Szopa, który wyjechał do egzotycznej Dominikany i oczekiwał tam na list żelazny, jednak się nie doczekał.

Sąd najpierw oddalił wniosek pełnomocników Pawła Szopy w przedmiocie listu żelaznego, a potem uwzględnił wnioski prokuratury dotyczące ścigania podejrzanego w Polsce i zagranicą. Skutkiem tych działań było odnalezienie i błyskawiczne deportowanie podejrzanego do Polski. W ostatnim akcie desperacji mecenas Bartosz Lewandowski tłumaczył swojego klienta i zapewniał, że i on i tak zamierzał przylecieć do Polski, ale wokół twórcy marki „Red is Bad” narosło tyle kontrowersji i niejasności, że i ta wersja została odrzucona przez opinię publiczną. Pawła Szopy bronił też Mateusz Morawiecki i kilku prominentnych polityków PiS, po deportacji to wsparcie najpierw przygasło, a gdy podejrzany zmienił swoją linię obrony całkowicie ucichło.

Dziś Paweł Szopa był długo przesłuchiwany i postawiono mu zarzuty, jednak nadal nie ma decyzji w sprawie aresztu. W międzyczasie Paweł Sz. wypowiedział pełnomocnictwo do obrony dwóm adwokatom kojarzonym z prawicą: Krzysztofowi Wąsowskiemu i Bartoszowi Lewandowskiemu. Oznacza to, że jedynym obrońcą mężczyzny pozostaje Jacek Dubois, kojarzony wręcz przeciwnie i ściśle z obozem władzy. Takie działanie wskazuje, że Szopa może pójść na współpracę z prokuraturą, co z kolei oznacza kłopoty wielu polityków „Zjednoczonej Prawicy”. Jeśli podejrzany skorzysta z tak zwanej „sześćdziesiątki”, czyli statusu „małego świadka koronnego” będzie mógł liczyć na nadzwyczajnie złagodzenie kary. Oczywiście prokuratura Adama Bodnara nie da się kupić byle czym, dlatego należy się spodziewać wielu zeznań Szopy, zarówno prawdziwych jaki i niekoniecznie mających potwierdzenie w faktach, ale dotyczących polityków PiS.

Na tę okoliczność już jest przygotowana nowa narracja w szeregach największej partii opozycyjnej i brzmi ona następująco: „Paweł Sz. będzie kłamał, bo jako oskarżony ma do tego prawo”. Czy tak gwałtowne odejście od obrony „patriotycznego przedsiębiorcy”, na rzecz „kłamcy bodnarowskiego” przekona wyborców? Być może, ale na pewno tylko tych, którzy na PiS będą głosować zawsze i popierać w każdej sprawie, choćby całkowicie kompromitującej. Natomiast w szerszym elektoracie jest to kolejna bardzo poważna porażka wizerunkowa i co gorsza nie widać żadnego pomysłu, aby ten fatalny ciąg przerwać.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!