Foto: Radek Pietruszka / PAP

Takiego strzału w plecy Donald Tusk na pewno się nie spodziewał! Mówi się, że nieważne kto głosuje, ale ważne kto liczy głosy. Podobnie to wygląda przy liczeniu demonstrantów na wszelkich wiecach. Swego czasu demonstracja KOD-u została dokładnie policzona przez byłego prezesa TVP. Jacek Kurski zbudował unikalną metodologię ołówkową. W praktyce ta naukowa metoda sprowadzała się do wyposażenia reporterów TVP w ołówki, którymi stukali po monitorze odkrywającym kolejne klatki z opozycyjnego pochodu.

Śmiechu było przy tym co niemiara, ale ostatecznie z liczby 208 tysięcy zrobiło się zaledwie 45 200 osób. Tak rozpoczął się wielki pojedynek na liczenie demonstrantów, a do dziś bierze w nich udział stołeczny ratusz, ze swoimi abstrakcyjnymi rekordami i przeciwnicy polityczni „totalnej opozycji”, aktualnie „koalicji 13 grudnia”. Danymi stołecznych władz praktycznie nikt poważny się nie zajmuje, do danych „opozycyjnych” też wielu podchodzi ostrożnie, ale gdy swój podaje fatalne wyniki, to niewiele pozostaje miejsca do obrony. Dokładnie tak się zachował portal Onet.pl należący do niemieckiej grupy medialnej, który podał katastrofalne dane frekwencyjne:

Z okazji rocznicy pierwszych, częściowo wolnych wyborów z 4 czerwca 1989 r. we wtorek na placu Zamkowym w Warszawie odbył się wiec Platformy Obywatelskiej. Według szacunków Onetu na godz. 18:30, liczba uczestników daleka była od rekordu. (…). Publikujemy szacunkową liczbę uczestników wiecu na godz. 18.30. Z naszych wyliczeń wynika, że wówczas na Placu Zamkowym było ok. 15 tys. osób.

Dane Onet.pl musiały zrobić spore ważenie na władzach Koalicji Obywatelskiej, bo nawet warszawski ratusz odważył się do tej skromnej liczby dodać „tylko” drugie tyle:

Według szacunków stołecznego Centrum Bezpieczeństwa w wiecu Donalda Tuska na placu Zamkowym w kulminacyjnym momencie uczestniczyło ok. 30 tys. osób — powiedziała w rozmowie z Onetem Monika Beuth, rzeczniczka Urzędu m. st. Warszawy.

Donald Tusk chciał wejść trzeci raz do tej samej rzeki i ma szczęście, że się tylko zachłysnął, a nie utopił. Po pół roku sprawowania rządów nawet Miasteczko Wilanów i Jagodno ma dość pizzy smażonej na propagandzie. Odleciało 100 konkretów, krwawe rozliczenia przeciwników politycznych zamieniły się cyrk komisyjny: Szczerby, Jońskiego i Sroki. Koalicjanci obronili swoje pozycje w wyborach samorządowych i wszystko wskazuje, że obronią je w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przełożyło się to na dużo większą asertywność, posuniętą do tego stopnia, że żadna „przystawka” nie dała się zaszantażować hasłem: „kto nie maszeruje z Tuskiem, ten za PiS”.

I dzieje się to wszystko przy naprawdę marnej kondycji największej partii opozycyjnej PiS, która ciągle zmaga się ze zmasowanymi atakami największych mediów, prokuratury i Romana Giertycha, do tego nieudolnie gasi konflikty wewnętrzne. Dziś Donald Tusk znów się przekonał, że propagandę na modłę 2007 roku zajechał jak starą kobyłę i na tym wierzchowcu do prezydentury nie dojedzie. Jeśli w niedzielnych wyborach KO przegra i przy tym będzie niska frekwencja, to polityka Tuska sprowadzona do internetowego i medialnego trollowania zaliczy podwójną porażkę.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!