Foto: PAP/Henryk Rosiak
Dziś po południu zmarł Franciszek Pieczka i to jest bardzo smutne popołudnie, bo tacy aktorzy i ludzie nie pojawią się ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości. Tak się przedziwnie złożyło, że w jednym czołgu spotkało się czterech wybitnych polskich aktorów i niestety trzech z nich już nie żyje: Roman Wilhelmi, Wiesław Gołas i Franciszek Pieczka. Prawie wszyscy, którzy znali Franciszka Pieczkę, choćby nie chcieli będą go kojarzyć z rolą Gustlika z „Czterech Pancernych”. Sam serial to swego rodzaju fenomen, nie miał nic wspólnego z prawdą historyczną, zawierał kuriozalne sceny batalistyczne, ale w „Czterech pancernych” na polskich podwórkach bawiło się kilka pokoleń. Jedną z przyczyn tego fenomenu z całą pewnością był geniusz aktorski głównych bohaterów.
Franciszek Pieczka grał tak, jak Gustlik zaginał gwóźdź na kciuku, bez większego wysiłku i całym sobą. Podobnie, jak jego wielcy koledzy wyrwał się z charakterystycznej roli i chociaż zawsze będziemy pamiętać Pana Franciszka jako Gustlika, to nie zapomnimy Ojca Kiemliczów, Czepca z „Wesela”, księdza z „Chłopów”, Jańcia Wodnika i wielu, wielu innych ról. Franciszek Pieczka był nie tylko niezwykłym aktorem, który nigdy nie zajmował się tym, czym się zajmują współcześni aktorzy, ale był też niezwykłym człowiekiem otoczonym wspaniałą rodziną.
Pan Franciszek nie wstydził się swoich śląskich korzeni, wiary w Boga i nie udawał nowoczesnego na siłę. Grał całym sobą i żył po swojemu, mając to szczęście, że na starość zaopiekował się nim syn z żoną. Na rok przed śmiercią tak mówił o swoim szczęściu:
Mam wielkie szczęście. Mieszkam u syna i mam swoje pokoje. Opiekuje się mną cudowna synowa, która jest pielęgniarką i bardzo dba o moje zdrowie i samopoczucie. A mój wnuk robi mi zakupy.
11 listopada 2017 za swoje zasługi dla polskiej kultury, został odznaczony najwyższym polskim odznaczeniem państwowym, Orderem Orła Białego.
Spoczywaj w spokoju Panie Franciszku….
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!