Foto: WBF 

Już pierwsze relacje z 17 października 2022 roku, opisujące zdarzenie przy alei Adama Mickiewicza w Krakowie, gdzie znany 75-letni aktor Jerzy S., kierujący samochodem marki Lexus, potrącił 44-letniego motocyklistę, były dla aktora bardzo mało korzystne. Jako jeden z pierwszych o sprawie poinformował dziennikarz TVP Info Cezary Gmyz, który twierdził, że sprawca nie tylko nie udzielił pomocy ofierze, ale usiłował zbiec z miejsca wypadku. Okazuje się, że przebieg wydarzeń był znacznie gorszy niż wcześniej media opisywały, a nowe fakty pokazują Jerzego S. w fatalnym świetle.  

Dziennikarze tabloidu Fakt dotarli do zeznań poszkodowanego motocyklisty Sławomira G., a te nie pozostawiają złudzeń, co do zachowania Jerzego S. Co więcej poszkodowany Sławomir G. twierdzi, że jego wersja wydarzeń ma pełne potwierdzenie w nagraniu z kamery, którą miał umieszczoną na kasku.

Kończąc manewr skrętu, zauważyłem po swojej stronie czarny obiekt. To były ułamki sekund, kiedy poczułem uderzenie na moim ciele. Usłyszałem ogromny huk. Poczułem się jakby w stanie nieważkości.

Kiedy próbowałem kontynuować jazdę, trzymając kierownicę także lewą ręką, w pewnym momencie odczułem ogromny ból, jakby ktoś mi wbił w rękę ogromną igłę, jak długopis, coś mi w ręce strzeliło.

W końcu, przed skrzyżowaniem ulic: Mickiewicza z Czarnowiejską, udało mu się wyprzedzić Lexusa. – Po zejściu z motocykla użyłem wobec kierującego niecenzuralnego słowa „co ty jesteś pierd***, potrąciłeś mnie i uciekasz?”. Jak do niego podszedłem, to on miał otwartą szybę i na moje stwierdzenie powiedział coś w stylu „niemożliwe”.

Po tej krótkiej wymianie zdań motocyklista poinformował Jerzego S., że dysponuje nagraniami zdarzenia i zamierza pokazać je policji, wówczas aktor podjął drugą próbę ucieczki. Według zeznań motocyklisty wyglądało to następująco:

Kiedy powiedziałem, że pokaże mu je policja i po nią dzwonię, on zaczął kontynuować ucieczkę. Umożliwił mi to ruch samochodów, który skumulował się przy kolejnym skrzyżowaniu na wysokości ulic Karmelickiej i Królewskiej.

Próbował we mnie wjechać, zepchnąć mnie. Ja dodałem troszeczkę gazu i znów zahamowałem. On wtedy jechał buspasem, to było przed skrzyżowaniem z Karmelicką, kiedy buspas stawał się też pasem do skrętu w prawo dla innych aut. Zablokowałem mu zatem możliwość dalszej jazdy pasem do skrętu w prawo. Sytuacja pozwoliła mi na ponowne zejście z motocykla i dzięki temu mogłem go powstrzymać przed ucieczką, używając na początku słów „bandyto, przestań uciekać”. Wtedy z twarzy rozpoznałem, że jest to Jerzy Stuhr.

Próbował cały czas dojeżdżać mi do nóg i ucieczki. Próbował wykorzystać każdą sekundę do ucieczki.

Sławomir G. podał też szczegóły dotyczące zachowania Jerzego S. przed przyjazdem i po przyjeździe policji. Aktor najpierw miał majstrować przy wstecznym lusterku, co wskazywało na usuwania widerejestratora drogowego, a potem wielokrotnie utrudniał przeprowadzenia badanie alkomatem:

Schował coś, co miał zainstalowane w okolicach lusterka wstecznego, domyślam się, że to był wideorejestrator.

Z opowiadania Dariusza (znajomy, który przyjechał po motor, red.) wiem też, że pan Stuhr miał utrudniać badanie alkomatem. Policjantka musiała powtarzać testy i kilka razy instruować go jak ma dmuchać.

Kluczową okolicznością w postępowaniu, które na zlecenie prokuratury prowadzi policja, jest stan zdrowia poszkodowanego. W myśl przepisów zdarzenie drogowe, które wywołuje rozstroju zdrowia na okres dłuższy niż 7 dni uznawane jest za wypadek, co grozi znacznie wyższą karą. Zeznania Sławomir G. wskazują, że ta granica nie została przekroczona, ale prokuratura zleciała dodatkowe badania.

Jak ból się nasilał i był już nie do wytrzymania, zadzwoniłem po karetkę, zanim na miejscu pojawiła się policja. Ja nie chciałem jechać do szpitala, ale pielęgniarka lub ratowniczka z karetki przekonywała mnie, byśmy pojechali na prześwietlenie – zeznał potrącony motocyklista. W lecznicy zrobiono mu zdjęcie rentgenem, przepisano leki i zalecono noszenie ręki na temblaku przez 7 dni. 

Niezależnie od tego, jakie ostatecznie zarzuty zostaną postawione Jerzemu S., to z zeznań poszkodowanego jednoznacznie wynika, że zarówno Jerzy S., jak i jego syn Maciej Stuhr próbowali okłamać opinię publiczną wydając oświadczenie zawierające ewidentną nieprawdę.

Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika (motocyklisty) i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji.

Obaj panowie zagrali fatalne role na takim poziomie, jaki wielokrotnie zarzucali Polakom: cwaniaczków i kombinatorów. Gdyby odważnemu reżyserowi wpadł do głowy pomysł, aby nagrać „Wodzireja II”, to tym razem Lutek Danielak powinien wystąpić u boku syna Macieja i obaj nie musieliby grać.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!