Foto: Screen YouTube

Przywracanie praworządności w krótkim czasie zamieniło się w „terror praworządności”, a teraz wchodzi w nowy etap. Jeszcze nie ma nazwy dla etapu, ale roboczo można przyjąć „inflację”. Ilość, nie liczba, bo coraz trudniej zliczyć kolejne akcje PR-owe prokuratury udające postępowania, osiągnęła masę krytyczną lub w najlepszym razie się do niej zbliża. Wiadomo też, że dziewiąty miesiąc jest miesiącem poważnym i po takim czasie aktualnie urzędująca ekipa nie może się pochwalić ani jednym aktem oskarżenia, o co zresztą mają pretensje najwierniejsi fani władzy.

W zaistniałem sytuacji konieczne jest przykrywanie jednego pseudo postępowania innymi akcjami propagandowymi o podłożu politycznym albo ideologicznym. „Marsz Niepodległości” w czasie pierwszych rządów Donalda Tuska był ulubionym obszarem prowokacji, co paradoksalnie stało się jedną z przyczyn utraty władzy przez koalicję PO-PSL. Najwyraźniej nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków i „zabawa” w ściganie „faszystów” jest kontynuowana. Fachowo rzecz ujmując postępowanie zostało na nowo podjęte i na tej podstawie do siedziby „Marszu Niepodległości” oraz domów Roberta Bąkiewicza i Bartosza Malewskiego weszli funkcjonariusze policji.

Kluczową kwestią w tego rodzaju spektaklach jest nie tylko miejsce, ale i czas akcji, czyli legendarna godzina 6.00 i tej formalności „niezależna prokuratura” Adama Bodnara również dochowała. Tam, gdzie króluje propaganda, fakty nie mają najmniejszego znaczenia i trzeba ich poszukiwać w czeluściach Internetu, ewentualnie wydłubywać z wypowiedzi przedstawicieli prokuratury. Korzystając z obu źródeł udaje się ustalić, że sprawa dotyczy postępowania z 2018 roku, które zostało umorzone w 2020 roku i na nowo podjęte w maju 2024 roku. W tej chwili nikt nie usłyszał zarzutów, ale postępowanie oparte na art. 190 KK 119 § 1 KK i 126a KK

W toku tego śledztwa ujawniono m.in. nagranie wideo, na którym jeden z uczestników marszu kieruje wobec innej osoby groźbę karalną użycia przemocy. Ubiór i zachowanie tego sprawcy wskazują na przynależność sprawcy do “Straży Marszu Niepodległości. (…) W śledztwie przesłuchany w charakterze świadka pan Robert Bąkiewicz zeznał, że hasła prezentowane podczas Marszu były uzgodnione z przedstawicielami władz państwowych, w tym Senatu, KPRM-u i kilku ministerstw. W toku czynności postępowania zwrócono się do tych instytucji o dokumentację związaną z tymi uzgodnieniami, ale z uzyskanych informacji wynika, że nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające dokonanie tych uzgodnień – wypowiedź dla mediów, rzecznika Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga w Warszawie, prok. Norberta Wolińskiego.

Mówiąc po ludzku i do ludzi, prokuratura uznała, że jeden z ochroniarzy „Marszu” kierował groźby karalne pod adresem uczestnika „Marszu”. Dodatkowo na imprezie pojawiły się transparenty „mowy nienawiści”, na tle religijnym, etnicznym, rasowym, politycznym (art. 119 KK) oraz nawołujące do popełnia przestępstw związanych z „mową nienawiści” (art. 126a KK). Podkreślić trzeba, że szystkie wymienione przepisy są nieustającym przedmiotem sporów ideologicznych i bardzo rzadko są interpretowane w kategoriach ściśle prawnych.

Dlatego też nie sposób uniknąć prostego skojarzenia z niedawnym skandalem na „Campus Polska”, gdzie młodzieżówki KO i innych partii koalicyjnych krzyczały: „Jeb*ć PiS” i „wypierd***ć z Polski”. Jedno i drugie hasło odnosiło się do ataku na grupę polityczną, ponadto miało charakter gróźb karalny i nawoływania do popełnienia przestępstwa. Tymczasem Krzysztof Śmieszek, były wiceminister w gabinecie Adama Bodnara stwierdził, że to „dorobek kulturowy”, a nie przestępstwo. Lewicowy dorobek kulturowy stał się kontratypem dla przestępstw związanych z „mową nienawiści”, natomiast środowiska konserwatywne nie posiadają takiego dorobku i muszą być wykluczone z „Uśmiechniętej Polski”.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!