„Młodzi, wykształceni z wielkich miast”, to schematyczny i przez to nie do końca prawdziwy profil wyborcy Platformy Obywatelskiej. Po drugiej stronie barykady mieli stać niewykształceni, emeryci ze wsi i miasteczek, czyli w skrócie „mohery”, ale to też fałszywy obraz rzeczywistości. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy dotyczą wyborów partyjnych liderów, z tego względu, że Donald Tusk uwielbia otaczać się starymi wygami, a Jarosław Kaczyński stawia na młodzież z „wyższej intelektualnej półki”.
Powszechnie jednak wiadomo, że ręki do kadr prezes Kaczyński nie ma i wielokrotnie się pomylił, szczególnie, co do młodych. Jedyny wyjątek potwierdzający tę regułę to Andrzej Duda, ale tylko po części potwierdzający, ponieważ relacje między tymi politykami bardzo szybko uległy radykalnej zmianie. Listę nieudanych wyborów można by spisać na byczej skórze, dlatego w skrócie przypomnijmy największe porażki: Kazimierz Marcinkiewicz, Michał Kamiński, Marek Migalski, Michał Moskal, Krzysztof Sobolewski. Wiele, jak nie wszystko, wskazuje na to, że prezes Jarosław Kaczyński będzie musiał do skróconej listy dopisać Łukasza Kmitę, który piąty raz przegrał wybory na marszałka sejmiku małopolskiego.
Łukasz Kmita jest posłem i do samorządu małopolskiego został przywieziony w teczce prezesa Jarosława Kaczyńskiego, co jest głównym powodem żenującego spektaklu. Sprawie wyboru marszałka i konfliktu w PiS poświęcono dziesiątki analiz, mówi się o frakcjach partyjnych i udziale ludzi prezydenta, łącznie z ojcem prof. Janem Dudą, ale to wszystko jest w polityce dość normalne. Nienormalny natomiast jest poziom emocji i toksyn, jakie się unoszą nad małopolskim PiS i to wynika z kilku rzeczy. Prawdą jest, że starzy samorządowcy PiS przypominają skład PZPN, nazywany przez media „leśnymi dziadkami” i z tym Jarosław Kaczyński chciał zrobić porządek. Być może proces odmładzania kadr by się udał, gdyby nie osoba Łukasza Kmity.
Praktycznie wszystkie frakcje w małopolskim PiS, poza frakcją Terleckiego, co jest równoznaczne z frakcją prezesa, nie są w stanie strawić kandydata z „wyższej intelektualnej półki”. Nikt nie lubi, gdy jest traktowany z góry, a jeszcze do tego poniewierany jako ten mniej mądry. Łukasz Kmita do tego stopnia uwierzył w słowa prezesa pod własnym adresem, że na każdym kroku podkreśla swoją wyższość i poparcie szefa partii. Taki typ polityka i człowieka w ogóle, zawsze i wszędzie wywołuje irytację otoczenia, co w tym konkretnym przypadku oznacza, że jest niewybieralny. Obojętnie jakie groźby będzie kierował Jarosław Kaczyński w stronę małopolskich radnych, nic w ten sposób z nimi nie ugra, tym bardziej, że wielu z nich nie należy do PiS.
Chyba czas najwyższy „stanąć w prawdzie” i powiedzieć sobie, że Łukasz Kmita to kolejny „młody, wykształcony z wielkiego miasta”, który jest fatalnym wyborem kadrowym prezesa. Straty wizerunkowe są olbrzymie i nawet spora cześć wyborców PiS czuje się zażenowana. Uznając polityczną rację, że doły nie mogą się buntować przeciw decyzji centrali, trzeba też zauważyć sytuację nadzwyczajną. Istnieją takie relacje międzyludzkie, których po prostu nie da się naprawić i dokładnie z tym mamy do czynienia w małopolskich strukturach PiS. Jedynym wyjściem jest wymiana kandydata i to w taki sposób, żeby wszyscy czuli się zwycięzcami, a co najmniej nie czuli się upokorzeni. W każdym innym przypadku i tak dojdzie do rozłamu, na czym skorzysta wyłącznie ulubiony polityk PiS Donald Tusk.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!