Foto: screen YouTube

Kiedy Sławomir Nowak, był szef gabinetu Donalda Tuska i minister transportu, stanął przed komisją śledczą, to nie powiedział niczego, co by zapadło Polakom w pomięci, prócz: „nie odnajduję tego w swej pamięci”. Fraza ta przeszła do języka potocznego i bardzo często była wykorzystywana w komentarzach publicystycznych dotyczących zachowań polityków udających, że nie wiedzą o co chodzi. Zabawa ta trwa do dziś i zazwyczaj dzieje się tak, że to jedni wypominają grzechy drugim, ale w przypadku Collegium Humanum stał się mały cud.

Człowiek przeważnie zapamiętuje swoje życiowe osiągnięcia, a bez wątpienia takim osiągnięciem jest zdobycie wykształcenia wyższego, czy podyplomowego. Przez dłuższy czas w CV polityków wszystkich opcji dumnie pobłyskiwało Collegium Humanum, ale od jakiegoś czasu, co bardziej ostrożni absolwenci wykreślają ten dorobek naukowy. Najbardziej zapobiegliwi odwołują się bezpośrednio do doktryny Nowaka i „nie odnajdują tego w swej pamięci”. Dokładnie taka fala amnezji wezbrała wczoraj, gdy prokuratura zatrzymała Ryszarda Czarneckiego i jego żonę Emilię H.

W pierwszym odruchu politycy „koalicji 13 grudnia” zaczęli strzelać korkami od szampanów i wznosili toasty za 100 lat odsiadki dla „pisiora”, ale już po paru chwilach niezastąpiony w takich przypadkach Internet zaczął przypominać, co się zgubiło w pamięci. Prawdą jest, że Ryszard Czarnecki i jego żona podwójnie zaangażowali się w ten biznes, bo nie tylko byli absolwentami „uczelni”, ale też odpowiadali za „edukację”. Taki stan rzeczy sprawił, że nawet członkowie PiS nie garną się do obrony swojego kolegi i jedyne zdanie w obronie Czarneckiego wygłosił sam Czarnecki:

Polityczny teatr. Władza robi igrzyska, bo nic innego nie umie!

Stworzyły się idealne warunki, aby przedstawiciele obozu rządzącego rzucili się do kopania leżącego i pewnie kopali by bez pamięci, gdyby nie to, że sami muszą się tłumaczyć z trefnych dyplomów. Jako jeden z pierwszych do moralnych tyrad zgłosił się Witold Zembaczyński vulgo „Naleśnik” i „Członek”, który wielokrotnie próbował udawać kozaka, a potem purpurowiał ze wstydu i wściekłości. Pan Zembaczyński, jako wybitny członek komisji śledczej, tak się tłumaczył ze swojego wyboru ścieżki edukacyjnej:

Prowadziłem wtedy taki research, która uczelnia ma najlepszą relację jakości do ceny. Nie wiedziałem, że w przypadku Humanum o jakości nie możemy mówić, ale cena była rewelacyjna. Mogę sprawdzić to w historii rachunku, wtedy zapłaciłem chyba cztery czy pięć rat po dwa i pół tysiąca złotych. Uważam to za superofertę – fragment wypowiedzi Witolda Zembaczyńskiego dla TVN24.

Przeciętnemu obywatelowi zapala się czerwona lampka, gdy w „relacji jakości do ceny”, ta ostatnia jest kilkukrotnie niższa od pozostałych ofert, ale członek komisji śledczej nie zauważył nic podejrzanego. Pocieszać się może, że nie jest sam, bo wyjątkowo popularny kierunek w Collegium Humanum to tak zwane MBA, czyli podyplomowe studia z zarządzania, po ukończeniu których uzyskuje się między innymi możliwość zasiadania w radach nadzorczych spółek. Taka edukacja na polskich uniwersytetach kosztuje nie 10 000 zł, tylko 80 000 zł i dlatego z nadążającej się okazji skorzystali głównie potencjalni członkowie rad nadzorczych czyli politycy.

Pęd do edukacji był tak wielki, że żadnej pułapki nie zauważyli: poseł Robert Telus z PiS, poseł Kazimierz Choma, poseł Bartłomiej Pejo z Konfederacji, poseł Witold Zembaczyński z KO, posłanka Aleksandra Gajewska z KO i prezydent Wrocławia Jacek Sutryk z KO. Teraz wszyscy poszukują w pamięci swoich dyplomów albo korzystają z innej drogi ewakuacyjnej „jesteśmy ofiarami”. Z drugiej strony, tej bardziej złośliwej, można by rzec, że politycy uzyskali jak najbardziej adekwatne dyplomy, podsumowujące ich wiedzę, inteligencję i etykę.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ