Foto: Screen Polsat News

Na całym świecie, a w Polsce szczególnie choroby nowotworowe wzbudzają powszechny strach. Samo słowo „rak” dla jednych brzmi jak wyrok, dla innych jak śmiertelne zagrożenie. Lekarze od zawsze zalecają tę samą profilaktykę i niestety nie za bardzo zmieniają się też metody leczenia, chociaż niemal co tydzień słyszymy, że ktoś odkrył cudowny lek „na raka”. Profilaktyka sprowadza się do autokontroli i badań okresowych, z kolei w trakcie terapii najczęściej pacjenci słyszą, że trzeba wierzyć do końca i nie tracić ducha.

Odbiór społeczny chorób nowotworowych też jest wyjątkowy, nowotwory to pewne tabu, czy wręcz choroba wstydliwa. Chorzy mają problemy nie tylko z rakiem, ale bardzo często nie potrafią i boją się otwarcie o swojej chorobie mówić. Dlatego niezmiernie ważne jest, aby osoby zmagające się z tym wzywaniem miały jak największy komfort psychiczny i wsparcie ze strony bliskich, ale też przyjaciół i otoczenia. We wzajemnych relacjach międzyludzkich nie brakuje złych emocji, złośliwości i brutalności, jdnak w odniesieniu do chorych na raka zawsze dominowało współczucie połączone z dużą dozą ostrożności, żeby nie wywoływać wilka z lasu.

Okazuje się jednak, nie pierwszy raz zresztą, że polityka i politycy dysponujący niewielkim potencjałem intelektualnym potrafią wszystko wywrócić do góry nogami. Niemal od pierwszej chwili przeciwnicy polityczni Zbigniewa Ziobry kwestionowali jego chorobę, pomimo oczywistych i dramatycznych okoliczności. Krótko mówiąc Zbigniew Ziobro od wielu miesięcy po prostu walczy o życie i to, że tę walkę na razie wygrywa zawdzięcza nie tylko własnej determinacji, ale też polskim i zagranicznym onkologom najwyższej klasy. Bez wątpienia każdy z nich, zapytany o to czego chory w takim stanie unikać powinien, wymieni całą listę rzeczy zakazanych, a stres połączony z nadmiernym wysiłkiem fizycznym, znajdzie się w czołówce.

Niezwykle istotną informacją jest też to, że Zbigniew Ziobro zmaga się z nowatorem krtani oraz przełyku i co za tym idzie musi szczególnie dbać, aby byle czego nie jeść i byle czego nie mówić. Zupełnie innego zdania są biegli powołani przez prokuraturę Adama Bodnara i nie są to biegli rzeźnicy, wbrew pozorom, tylko biegli lekarze, którzy nie badając chorego i nie dysponując pełną historią choroby zdecydowali, że Zbigniew Ziobro może zeznawać przed komisją śledczą. Taki werdykt na pierwszy rzut oka i to laika, wygląda jak sadystyczny absurd, przeczący elementarnym zasadom etyki lekarskiej i leczeniu chorób nowotworowych. Odpowiedzialny lekarz nie badając pacjenta, który przeszedł przez tak skomplikowane operacje onkologiczne, nie wydałby zgody na wyjazd do sanatorium, nie wspominając o jakimkolwiek przesłuchaniu.

Wszystkie komisje sejmowe powołane przez obecną „koalicję 13 grudnia” miały i mają fatalne oceny ze strony społeczeństwa i komentatorów. Komisja do spraw „Pegasusa” chyba najbardziej się skompromitowała i nawet wyborcy „koalicji 13 grudnia” pisali, że prezes PiS ośmieszył członków komisji, bo „robił z nimi co chciał”. Zbigniew Ziobro nikogo nie zabił, nie zgwałci i nie jest podejrzany o ludobójstwo, jego udział w posiedzeniu komisji nie ma absolutnie żadnego znaczenia, poza politycznym spektaklem, który przybiera wyjątkowo makabryczną formę.

Zemsta zawsze słodko smakuje, ale przekroczenie tej granicy, za którą kilku zdrowych i w większości dobrze odkarmionych członków komisji, znęca się nad ciężko chorym, to widok jakiego Polska po 1989 roku jeszcze nie widziała. Prawdopodobnie do przesłuchania ostatecznie nie dojdzie, bo ta opinia „biegłych” nie ma żadnej mocy wiążącej i to nie Zbigniew Ziobro powinien się z tego cieszyć, tylko pani Sroka, pan członek Zembaczyński, Trela, czy Bosacki. Niech się członkowi komisji pomodlą, aby Zbigniew Ziobro na posiedzeniu się nie zjawił, w przeciwnym razie przejdą do historii i nie będzie to historia chwały, tylko hańby dotąd nie spotykanej w polskiej polityce.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!