Foto: PAP / Artur Reszko

Początek konfliktu zbrojnego na Ukrainie zbudował dziesiątki legend, które stały się hitami Internetu, chociaż na pierwszy rzut oka wydawały się groteskowe. Widzieliśmy babcię strącającą drona słoikiem ogórków, widzieliśmy rosyjski czołg ukradziony przez ukraińskiego traktorzystę. Było też cudowne zmartwychwstanie bohaterów poległych na „Wyspie węży” i oczywiście 60-kilometrowa kolumna czołgów i wozów bojowych zbliżających się do Kijowa.

Żadna z tych opowiastek, bo słowo legenda, jest jednak nadużyciem, nie została potraktowana poważnie przez poważnych ludzi, ale niestety takie sensacje sprzedają się bardzo dobrze w masowym przekazie. Dlatego też z podobnej techniki propagandowej postanowił skorzystać premier Mateusz Morawiecki:

Teraz sytuacja staje się jeszcze groźniejsza. Mamy informację, że ponad 100 najemników Grupy Wagnera przesunęło się w kierunku Przesmyku Suwalskiego niedaleko Grodna na Białorusi. Będą pewnie przebrani za białoruską straż graniczną i będą pomagali nielegalnym imigrantom przedostać się na terytorium Polski, zdestabilizować Polskę, ale przypuszczalnie będą też starali się przeniknąć do Polski, udając nielegalnych imigrantów, a to stwarza dodatkowe ryzyka – powiedział wczoraj na konferencji prasowej w Gliwicach premier Mateusz Morawiecki.

Przekazywanie tego rodzaju komunikatów to, łagodnie mówiąc, mało skomplikowane budowanie napięcia, aż po stan zagrożenia. O ile w przypadku ukraińskim te toporne metody propagandowe miały jakiś sens, ponieważ podnosiły morale żołnierzy i narodu, o tyle trudno zrozumieć czym kierował się polski premier. Trudno jeśli się zakłada, że Mateusz Morawiecki myśli o bezpieczeństwie Polaków, ale bardzo łatwo zrozumieć skąd te kuriozalne słowa się wzięły, gdy przypomnimy sobie, że jest kampania wyborcza. Każda władza próbuje dążyć do syndromu kwoki, w skrócie chodzi o to, żeby przestraszeni obywatele chowali się pod skrzydłami dzielnych premierów, prezydentów i ministrów. PiS dwukrotnie dostał takie polityczne dary niebios i dwukrotnie wzmocnił swoją pozycję.

Pandemia to był pierwszy raz, a „nasza wojna” na Ukrainie drugi, niestety dla władzy i na szczęście do ludzi, oba zagrożenia praktycznie wygasły, jeśli w ogóle istniały. Gdy władza nie może udawać kwoki, to musi się tłumaczyć z tego gdzie się podziało ziarno i co na najwyższych grzędach kurnika robią szwagrowie, ciotki, żony i kochanki. Mateusz Morawiecki opowiadając niestworzone rzeczy o zagrożeniu ze strony Wagnerowców usiłuje być kwoką, ale tak naprawdę jest lisem w polskim kurniku, który wywołuje chaos wyłącznie na potrzeby kampanii. Gdyby nawet istniał cień podejrzeń, że planowane są prowokacje ze strony rosyjskiej na granicy z Polską, to zupełnie inaczej powinien zachować się premier, mianowicie powinien uspokajać i zapewniać Polaków, że wszystko jest pod kontrolą, zamiast straszyć i wywoływać panikę.

Na szczęście Polacy często zachowują się mądrzej niż politycy i słowa premiera nie wywołały większych skutków, dodatkowo Morawiecki został ośmieszony przez Prigożyna:

Premier Morawiecki bardzo się wystraszył ruchu wagnerowców w kierunku granic Polski, ale wyciągnął pochopne wnioski ­– napisał Prigożyn na swoim koncie społecznościowym. 

Apelowanie do polityków wszelkich opcji o przyzwoitość i odpowiedzialność, nie ma najmniejszego sensu, bo zyski polityczne zawsze będą dla polityków najważniejsze i nawet interes narodowy nie ma szans z interesem politycznym. Natomiast warto zaapelować do Polaków, aby na takie tanie sztuczki nie dawali się nabierać i tym bardziej nie wpadali w panikę.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!