Nie ma nic gorszego niż hamletyzowanie, gdy kompletnie nie ma na to czasu i warunków, ale najwyraźniej największa partia opozycyjna nie zamierza się tym przejmować. O ile w kwestii prawyborów, jakie zorganizowała KO, a właściwie Donald Tusk, opinanie są podzielone, o tyle w przypadku PiS ocena jest jednoznaczna. Jedni analitycy twierdzą, że KO skupiła na sobie uwagę i „przejęła narrację”, w czym znajduje się sporo prawdy, ale drudzy zauważają, że wytworzyła się toksyczna atmosfera, po której rywalizujące frakcje długo będą lizały rany.
Wybór kandydata po stronie PiS nie wzbudza najmniejszych kontrowersji, zdecydowana większość i nawet sprzyjający tej partii komentatorzy zgodnie powtarzają, że mamy do czynienia z jednym wielkim chaosem. I bardzo ciężko z tą opinią dyskutować, dość wspomnieć, że jeszcze nie tak dawno PiS, podobnie jak KO, chciało organizować prawybory, a skończyło się na dodatkowej serii badań i sondaży. Sam prezes Jarosław Kaczyński ogłosił jakiego kandydata chce polski wyborca i ma to być ideał o odpowiednim wzroście, urodzie, doświadczeniu w polityce międzynarodowej, do tego wzorowy mąż i ojciec znający języki obce. Zaraz po tej prezentacji prezes PiS najpierw wskazał na Mariusza Błaszczaka, potem na Przemysława Czarnaka, którzy nie bardzo odpowiadają nakreślonemu obrazowi.
Po drodze pojawiała się cała seria plotek i sensacyjnych nazwisk, na czym kierownictwo PiS zupełnie nie panowało. Prezydentem z ramienia PiS miał być Dominik Tarczyński, co już niejednemu postawiło włosy na głowie, ale gdy się pojawił Michał Rachoń połowa wyborców zaczęła się śmiać, reszta machnęła na wszystko ręką. Dziś miał nastąpić przełom, po zebraniu słynnego PKP, czyli Prezydium Komitetu Partii, jednak zamiast przełomu znów nastąpił wylew przecieków i gierek frakcyjnych, które miały miejsce jeszcze przed posiedzeniem PKP. Co innego mówił były Marszałek Sejmu Ryszard Terlecki, co innego były Marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Pierwszy utrzymywał, że bój się toczy już tylko pomiędzy Przemysławem Czarnkiem i Karolem Nawrockim, drugi dokładał Tomasza Bocheńskiego.
Patrząc na to z boku i bez emocji, oprócz chaosu zauważyć też można obawy, a wręcz strach przed odpowiedzialnością. Według informacji prasowych to właśnie PKP ma wybrać kandydata PiS na prezydenta, co oznacza, że Jarosław Kaczyński nie chce brać na siebie pełnej odpowiedzialności. Skład i mentalność większości członków PKP z kolei wskazuje na faworyta eliminacji i jest nim oczywiście Przemysław Czarnek, człowiek mocno związany z aparatem partyjnym, a nie jakiś tam zewnętrzny „czarny koń”. O ile na ostatniej prostej nic się nie zmieni, to właśnie Przemysław Czarnek będzie młodym, przystojnym znającym języki obce idealnym wyborem.
Jak to się ostatecznie zakończy nie wie nikt, bo wystarczy jeden impuls, żeby dotychczasowe ustalenia kompletnie się odwróciły, jak to było w przypadku prawyborów. Jedno natomiast jest pewne, wybór kandydata będzie jasnym sygnałem na co postawił prezes Jarosław Kaczyński. Jeśli padnie na Przemysława Czarnaka, to PiS wygrał z Polską, a prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski. Jeśli mimo wszystko kandydatem będzie Karol Nawrocki, to Jarosław Kaczyński zaryzykuje swoją pozycję i spójność partii, żeby przeszkodzić Donaldowi Tuskowi i KO w „domknięciu układu”. Na szczęście cała ta opera mydlana skończy się w tym tygodniu, przynajmniej tak obiecał prezes PiS.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
PiS wybory prezydenckie traktuje nie jako pójscie po władzę. To będą prawybory Prezesa PiS. Kandydat PiS w wyborach prezydenckich ma przerżnąć wybory ale uzyskać mandat do objęcia stanowiska prezesa PiS.
Jeśli PiS nie wygra wyborów prezydenckich, to prawdopodobnie zostanie w krótkim czasie zlikwidowany. Dosłownie. Bez względu na to czy ich kandydat dostanie 15 czy 20 procent.