Foto: PAP / EPA/ERIK S. LESSER

Tytułowe pytanie wydaje się osobliwe i trochę zagadkowe, ale dokładnie taki jest Internet, który nigdy nie zasypia. Po wczorajszej rezygnacji Joe Bidana z walki o drugą kadencję, niemal natychmiast zaczęła się produkcja żartów i nieodzownych memów. W Polsce poszło to w dość zaskakującym kierunku, bo Kamala Hariss wskazana przez Bidana jako potencjalne kandydatka Demokratów na prezydenta USA został „amerykańską Małgorzatą Kidawa-Błońską” lub zamiennie Ewą Kopacz.

Podobnych zabaw widzieliśmy w Internecie wiele, ale ta jest znamienna i znacząca. Panią Ewę Kopacz zostawmy, oczywiście przy całym szacunku dla jej wybitnych osiągnięć i talentów, szczególnie związanych z wąchaniem potraw. Znacznie ciekawsze jest odniesienie do Małgorzata Kidawa-Błońska, która w 2020 roku miała bardzo mocny start i hasło „prawdziwa prezydent”, niestety ku radości przeciwników politycznych jej notowania błyskawicznie spadły do katastrofalnych poziomów. W najbardziej kompromitujących wynikach badań pojawiły się cyfry i to takie bliżej zera niż dziesięciu.

Platforma Obywatelska wpadła w panikę i robiła wszystko, aby zablokować tak zwane wybory kopertowe, co dało możliwość wymiany kandydata. Tak też się stało z wydajną pomocą mediów i zbuntowanych samorządowców, którzy zapowiedzieli bojkot wyborów. Rodzi się w związku tym wątpliwość, czy rzeczywiście trafne jest porównanie Kamali Harris do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, skoro sytuacja jest dokładnie odwrotna, w Polsce wymieniono kandydatkę na Rafała Trzaskowskiego, z kolei w USA to kandydatka ma wymienić Joe Bidena. Przy tej zasadniczej różnicy, analogia mimo wszystko istnieje i ma związek z tym, co się nazywa charyzmą.

Obie panie były ostro krytykowane za to, że nie bardzo potrafią sobie poradzić z publicznymi występami, a ich sposób przemówienia i autoprezentacja przypominają występy cioci na imieninach. Obiektywnie rzecz biorąc zwolennicy Joe Bidena i w ogóle zwolennicy Partii Demokratycznej nie mieli żadnych argumentów, gdy Republikanie atakowali ciągle urzędującego prezydenta, wytykając mu wiek i fatalny stan zdrowia związany z wiekiem. W przypadku Kamali Harris scenariusz się powtarza i również nie widać pomysłu, w jaki sposób przekonać Amerykanów, aby zobaczyli w Harris przebojową i charyzmatyczną kandydatkę.

Na tym nie koniec problemów Demokratów! Aktualny stan rzeczy jest taki, że Biden na pewno zrezygnował, jednak wskazana przez niego Kamela Harris wcale nie musi do wyborów stanąć. Oficjalnego stanowiska Partii Demokratycznej nie tylko nie ma, ale najprawdopodobniej nie będzie jej aż do sierpnia. Sama Harris też nie czuje się pewna swego i kurtuazyjnie oświadczyła, że:

Jestem zaszczycona, że otrzymałam poparcie prezydenta i mam zamiar zapracować na tę nominację i wygrać ją.

W partii potencjalnej kandydatki cały czas nie ma przekonania, że to dobra zmiana, a nie zamiana siekierki na kijek. Przepychanki frakcyjne i personalne doprowadziły do rezygnacji fatalnego kandydata i chociaż nie była to prosta operacja, to znacznie trudniej będzie wyłonić przeciwnika dla Donalda Trumpa, głównie dlatego, że nie ma z kogo wybierać. Za czarnego konia uchodzi Michelle Obama, ale po pierwsze wielokrotnie zapewniała, że nie jest zainteresowana startem, po drugie nie ma żadnego doświadczenia politycznego. Dzięki temu chaosowi Republikanie są o jeden duży krok do przodu i wszystkie problemy Demokratów ich nie dotyczą.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!