Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Najmocniej przepraszamy, że w tytule i w dodatku w pierwszym akapicie tej politycznej historii, pojawia się spore zagęszczenie zabiegów retorycznych, ale tak się jakoś złożyło. O Jarosławie Gowinie można pisać w nieskończoność i żeby tego uniknąć, ograniczymy się do dwóch mądrości ludowych, które doskonale opisują tę karierę polityczną. Pierwsza brzmi: „polityka jest, jak narkotyk”, a druga: „zemsta najlepiej smakuje na chłodno”.

Jarosław Gowin może nie jest rekordzistą, jeśli chodzi o zmianę szyldów partyjnych, ale były to zmiany tak głośne i spektakularne, że nie dało się ich nie zauważyć. W rządzie Donalda Tuska Gowin był ministrem sprawiedliwości, w rządzie Beaty Szydło ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, a w rządzie Mateusza Morawieckiego ministrem rozwoju, pracy i technologii. Za tym rozwojem kariery szły konkretne legitymacje partyjne, najpierw było to Forum Prawicy Demokratycznej Aleksandra Hala, potem Unia Demokratyczna i Unia Wolności i gdy się wydawało, że Platforma Obywatelska to ostatni przystanek polityczny, pan Gowin wpadł w wir partii kanapowych.

Zaczęło się od ruchu społecznego „Godzina dla Polski” i współpracy z „Polska Jest Najważniejsza” oraz ze Stowarzyszeniem „Republikanie” Przemysława Wiplera. Następnie powstała „Polska Razem” i „Porozumienie”. W wyniku tych rotacji Jarosław Gowin tak się politycznie pogubił, że stracił wszystkie stanowiska w rządzie i partii, a na domiar złego w listopadzie 2021 rok zapadł na depresję i trafił do szpitala. Dzięki Bogu polityk już wydobrzał i znów się zaczyna o nim robić głośno, tym razem za sprawą słynnej „sześćdziesiątki”, chociaż nie jest to klasyczna „sześćdziesiątka”. Niewtajemniczonym, co jak najlepiej o nich świadczy, wyjaśniamy, że chodzi o słynny art. 60 k.k. i paragraf 3, który przewiduje nadzwyczajne złagodzenie kary dla współsprawcy przestępstwa, czyli krótko mówiąc chodzi o świadka koronnego.

Zanim pan Jarosław Gowin pobiegnie do sądu zarzucając nam pomówienie, śpieszymy wyjaśnić, że o nic pana Jarosława nie podejrzewamy i niczego mu nie zarzucamy, prócz zemsty na zimno. Z tą „sześćdziesiątką” to taki niewinny ciąg skojarzeń, bo tak naprawdę chodzi o to, że Jarosław Gowin na ochotnika chce stanąć przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych, przynajmniej tak twierdzą media. Prawdą jest, że akurat w tej sprawie Jarosław Gowin od początku do końca zgłaszał sprzeciw, ale pozostaje jeszcze mnóstwo innych spraw, w których ten polityk uczestniczył z pełnym zaangażowaniem. Nowa władza obiecała rozliczyć wszystkich członków rządu „Zjednoczonej Prawicy” i to za cały okres rządów, tymczasem pan Gowin pełnił funkcje ministerialne aż do sierpnia 2021 roku, czyli przez półtora kadencji.

W zaistniałych okolicznościach trudno się dziwić skojarzeniom z „sześćdziesiątką”, tym bardziej, że urzędnik państwowy ma obowiązek poinformować prokuraturę jeśli posiada wiedzę dotyczącą naruszenia prawa, czego były minister nie czynił. Skoro pan Jarosław Gowin dopiero po latach przypomniał sobie, że taką wiedzę posiada, to chyba liczy na nadzwyczajne złagodzenie kary, za współudział w rządzeniu Polską, które to rządzenie zdaniem nadchodzącej władzy miało charakter przestępczy. Jarosław Gowin nie jest w stanie zerwać z narkotykiem zwanym polityką, a chęć zemsty przesłania nie tylko publiczny interes, ale i własny, bo na takich akcjach ani politycy, ani prawdziwi przestępcy szacunku nie zyskują.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!