Foto: PAP / Albert Zawada

Na pierwszej stronie podręcznika dla polityków jest napisane: „Jeśli musisz podjąć kontrowersyjną decyzję, zrób to raz, a dobrze”. Sławomir Mentzen albo podręcznika nie czytał albo postanowił zrewolucjonizować polityczną strategię i tak powstała koncepcja: „Jeśli musisz podjąć kontrowersyjną decyzję, to rozłóż ją na odcinki opery mydlanej”. Skutkiem takiego podejścia do polityki jest serial „Janusz w kamiennym kręgu”.

Przez niemal całą kampanię największym wrogiem Konfederacji było tracące władzę PiS, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że teraz wrogiem i przyczyną wszelkiego zła jest legenda „ruchu wolnościowego” Janusz Korwin-Mikke. Obóz polityczny Konfederacji jest podzielony, choćby z tej prostej przyczyny, że w jego skład wchodzi: liberalna „Nowa Nadzieja”, Ruch Narodowy i Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna. Teoretycznie „Nowa Nadzieja” powinna być ostatnią formacją skłonną do polowania na Korwina-Mikke, ale życie teorię zweryfikowało i lider „Nowej Nadziei” stoi na czele nagonki.

Pewnie sprawy potoczyłby się mniej boleśnie i skandalicznie, gdyby Janusz Korwin-Mikke po prostu wyleciał z Konfederacji, tymczasem młode wilki partyjne nieudolnie pastwią się nad weteranem. Najpierw „Krul” stracił miejsce w Radzie Liderów, teraz Mentzen w monstrualnym elaboracie skierowanym do sympatyków partii oświadczył, że Korwin-Mikke nie dostanie miejsca na liście w przyszłych wyborach.

Czy to ostatni, czy kolejny odcinek „Janusza w kamiennym kręgu”? Znając Janusza Korwina-Mikke, Mentzena i całe środowisko, raczej trzeba postawić na kontynuację serialu. Paradoks całej tej sytuacji polega na tym, że nestor polskiego „ruchu wolnościowego” rzeczywiście słynął z tego, że potrafił wyjątkowo głupią wypowiedzią zawalić kampanię wyborczą i to najczęściej w finale.

Z drugiej jednak strony Sławomir Mentzen to klasyczne „dziecko Korwina”, wprawdzie nie mówi nic o „miękkiej pedofilii” i niepełnosprawnych dzieciach, które mogą zarazić zdrowe dzieci, ale wszystkie pozostałe utopie ekonomiczne i polityczne swojego mistrza powtarza na wyrywki. Mało tego Mentzen wyraźnie podkreślił, że będzie Konfederacja będzie czerpać garściami z dorobku swojego mistrza.

Z Januszem Korwinem-Mikke, czy bez niego, Konfederacja jest skazana na niszowość i wieczną walkę z progiem wyborczym, bo zwyczajnie z taką ofertą polityczną opartą na „darwinizmie społecznym” nie jest w stanie dotrzeć do szerszej grupy wyborców. Dodatkowo konflikty wewnętrzne i zaskakujące linie podziału, bo w obronie Korwina-Mikke stanął między innymi Grzegorz Braun, prowadzą do typowej dla prawicy choroby, czyli tworzenie tysiąca partyjek i frakcji.

Podobnie wygląda to wśród sympatyków Konfederacji, generalny podział dotyczy osoby Janusza Korwina-Mikke i tutaj mniej więcej połowa chce je go głowy, a druga połowa pomnika. Dalej jest znacznie gorzej i wystarczy się wczytać w komentarze pod elaboratem Sławomira Mentzena, aby zobaczyć steki pomysłów na prowadzenie partii, całkowicie ze sobą sprzecznych.

Istnieje sporo argumentów przemawiających za usunięciem Korwina-Mikke z partii, poczynając od jego wybryków, kończąc na wyniku wyborczym i zaawansowanym wieku. Idealnym rozwiązaniem byłaby decyzja samego Janusza Korwina-Mikke o odejściu z partii, ale „Krul” takiej decyzji nie podjął. Z kolei sposób w jaki jest przez partię traktowany wywołuje następne skandale i wieczne pranie brudów w publicznej pralni.

Partie i politycy, którzy zajmują się sobą zawsze kończą nieciekawie. Mentzen nie ma łatwego zadania, obojętnie co zrobi, to połowa wyborców go zlinczuje, ale rzecz w tym, że jak już podjął decyzję, to powinien jak najszybciej zamknąć temat, a nic na to nie wskazuje. Bardzo prawdopodobnym jest też to, że urażony Janusz Krowin-Mikke albo zbuduje frakcję buntowników albo założy kolejną partię i wyciągnie polityków Konfederacji.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!