Niemieckość jest przyklejona do Donalda Tuska, jak brak prawa jazdy i konta bankowego do Jarosław Kaczyńskiego. Cała historia powiązana z wątkiem niemieckim zaczęła się od głośnej akcji Jacka Kurskiego, który skądinąd zgodnie z prawdą, przekazał opinii publicznej, w jakiej armii podczas II Wojny Światowej służył dziadek obecnego premiera i bynajmniej nie była to polska armia. Tak narodził się „dziadek z Wehrmachtu”, do którego później dołączyła „polskość to nienormalność” i najnowsza proniemieckość w czystej niemieckiej postaci, czyli „für Deutschland”.
W niemieckość Donalda Tuska wpisywały się też medale i nagrody, ostatnia od mediów naszych zachodnich sąsiadów za wprowadzenie „reżimu praworządności”. Ogólnie rzecz biorąc wyraźnie widać, że Donald Tusk bardzo się stara, żeby być zauważonym i docenionym od Berlina po Monachium, ale czy to mu się udaje? Niekoniecznie! Wbrew propagandzie partyjnej głoszonej w Polsce, Niemcy nie przywiązują szczególnej wagi do polskiego premiera, co jednoznacznie widać po składzie spotkania, jakie zaplanowano w Berlinie z okazji wizyty Joe Bidena. Kanclerz Olaf Scholz zaprosił premierów Francji i Wielkiej Brytanii, natomiast pominął premiera Polski. Co jeszcze bardziej bolesne fakt ten zauważył niemiecki dziennikarz Ulrich Speck, a złośliwie skomentował Radosław Fogiel:
Stracona szansa: podczas czwartkowej wizyty Bidena w Berlinie Scholz zaprosił do Kancelarii także brytyjskiego premiera Keira Starmera i prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Dlaczego nie polskiego premiera Donalda Tuska? – napisał Ulrich Speck na portalu „X”.
Donald Tusk został wykluczony z tak ukochanego przez obecnie rządzących formatu trójkąta weimarskiego i zastąpiony premierem Wielkiej Brytanii. https://t.co/gTodxDFAHe
— Radosław Fogiel (@radekfogiel) October 7, 2024
Oczywiście interpretacja polityka PiS jest trochę na wyrost, formalnie nie ma mowy o spotkaniu w ramach trójkąta weimarskiego, ale faktycznie brak zaproszenia dla Tuska robi wrażenie i to bardzo złe wrażenie. Jeszcze gorzej to wygląda, gdy ten afront ustawimy na odpowiednim tle i tutaj automatycznie przypominają się groteskowe posiedzenia sztabu kryzysowego oraz gabinetu rządowego. Donald Tusk na tych reżyserowanych zebraniach politycznych udawał stanowczego i sprawczego wodza, niektórzy nawet twierdzili, że dyktatora na wschodnią modłę. Ruganie ministrów i posyłanie „Czesława”, że rozprawił się rozprawił się z dystrybucją alkoholu w saszetkach, od początku było farsą, ale dziś wygląda znacznie zabawniej.
Najwyraźniej na Niemcach występy Donalda Tuska nie zrobiły większego wrażenia, a być może kanclerz Olaf Scholz bał się, że polski premier przyjdzie nieogolony w samym podkoszulku albo na oczach szacownego grona zacznie konsumować zupę szczawiową przywiezioną z Polski w słoiku od żony. Obojętnie jak zinterpretujemy absencję Donalda Tuska na niemieckim szczycie politycznym jedno jest pewne. Kto „Cześkiem” wojuje, ten od „Cześka” ginie i dokładnie tak został potraktowany domorosły Putin z Sopotu. W kulturze zachodniej politycy pokroju Donalda Tusk po prostu są obciachowi.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
Sorry, ale zaraz po objęciu władzy Tusk przekazał, że w jego domu rodzinnym językiem był niemiecki. Źle pamiętam?