Foto: google.com

Agnieszka Holland to dość typowa postać ze świecznika IIIRP, która w jednym zadaniu potrafi brutalnie zaatakować i jednocześnie przedstawić się jako niewinna ofiara. Takie postaci równie relatywnie działają w odniesieniu do własnej przeszłości i historii swojej rodziny. Z jednej strony bardzo chętnie sięgają po dziadków, którzy służyli pod komendą Piłsudskiego albo nie przeżyli Auschwitz. Z drugiej strony rozpętują moralną histerię, gdy im się wypomina dziadków lub rodziców z UB, NKWD, czy PZPR.

Holland w ostatnim czasie przeszła całą tę droge, zaczynając o fałszywego obrazu z polsko-białoruskiej granicy, na którym usiłuje budować swoją popularność i stan konta. Film „Zielona granica”, jeszcze zanim został nakręcony, był nastawiony na prowokację polityczną, czego autorka nie próbowała ukrywać. Gdy do opinii publicznej przedostały się pierwsze fragmenty i recenzje stało się jasne, że to „dzieło” nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W tym miejscu warto podkreślić, że działania polskiego rządu i polskiej Straży Granicznej, na granicy z Białorusią, w pełni popierała Unia Europejska i Komisja Europejska, co się w przypadku obecnego rządu praktycznie nie zdarza.

Holland postanowiła nakręcić film prowokacyjny, a przy tym faktograficznie, intelektualnie i moralnie skrajnie fałszywy, co musiało się skończyć ostrą reakcją ze strony wielu krytyków. Jedną z bardziej surowych recenzji wystawił Holland minister Zbigniew Ziobro.

Z pewnością mamy tu do czynienia z bardzo daleko idącym porównaniem, ale odpowiedź Holland zdaje się potwierdzać słuszność stanowiska Zbigniewa Ziobry. Pani Holland zapowiedziała wniesienie pozwu przeciw ministrowi i w bogatej argumentacji powołała się też na życiorys swojej mamy oraz dziadków:

Jako obywatelka i jako przedstawicielka świata kultury. W naszym kraju, doświadczonym śmiercią, okrucieństwem i cierpieniem milionów podczas II wojny światowej, porównanie do sprawców tych zdarzeń jest wyjątkowo bolesne i wymaga odpowiedniej reakcji. Stawianie mnie w jednym szeregu z propagandystami III Rzeszy jest tak nikczemne, że pozostawia zero przestrzeni na jakąkolwiek polemikę. Dodam, że jestem córką łączniczki Powstania Warszawskiego i wnuczką ofiar Holokaustu – fragment oświadczenia Agnieszki Holland.

Przytoczenie tych fragmentów życiorysu było dla reżyserki wybitnie wygodne, natomiast całkowicie zapomniała, kim był jej ojciec i jak bardzo jego działalność wpisywała się w słowa Zbigniewa Ziobry, jak również sama Holland postępuje w wielu aspektach podobnie do swojego ojca. Henryk Holland to jedna z bardziej odrażających postaci w historii polskiego komunizmu, może nie jest to zbrodniarz na miarę Bolesława Bieruta, który trzymała małą Agnieszkę na kolanach, ale całe swoje życie znaczył niegodziwością i prześladowaniem Polaków.

Ryszard Holland był porucznikiem Armii Czerwonej i kapitanem LWP. Od 1932 do 1936 należał do żydowskiej komunistycznej międzynarodówki Haszomer Hacair, jednocześnie był członkiem Rewolucyjnego Związku Niezamożnej Młodzieży Szkolnej i Komunistycznego Związku Młodzieży Polski. Od 1939 roku pisał dla „Czerwonego Sztandaru”, od 1941 roku dla „Młodzieży Stalinowskiej”. W lutym 1944 został instruktorem w Wydziale Polityczno-Wychowawczym 2 Dywizji Piechoty, w grudniu został przyjęty do Polskiej Partii Robotniczej.

Tuż przed końcem wojny, w kwietniu 1945 został redaktorem naczelnym komunistycznej „Walki Młodych”. W 1948 pełnie funkcję członka zarządu głównego ZMP i redaktora „Trybuny Wolności”. Słynął jako autor wielu paszkwili, w których atakował i denuncjował żołnierzy AK, tej samej, gdzie łączniczką była Irena Rybczyńska, jego żona i mama Agnieszki Holland. Zagorzały komunista Holland, w marcu 1950 był jednym z ośmiu studentów, którzy się podpisali pod paszkwilem atakującym prof. Władysława Tatarkiewicza, określając jego wykłady jako wrogie wystąpienia przeciw socjalistycznej Polsce. Po okresie stalinowskim, jako zatwardziały komunista publikował w Życiu Warszawy i Expressie Wieczornym, a także był pracownikiem Polskiej Agencji Prasowej.

Holland umarł, tak jak żył, w 1961 roku został aresztowany przez UB, za rzekomą zdradę tajemnicy państwowej, konkretnie chodziło o wyjawienie treści wystąpienia Nikity Chruszczowa na XXII Zjeździe KPZR, gdzie była mowa o okolicznościach śmierci Józefa Stalina i Ławrientija Berii. Holland miał przekazać informacje, z zamkniętego spotkania radzieckich i polskich komunistów, francuskiemu korespondentowi „Le Monde” Jeanowi Wetzowi. Po aresztowaniu i przesłuchaniu został przewieziony do własnego mieszkania na wizję lokalną. W czasie czynności, prowadzonych przez UB, Holland wyskoczył z szóstego pietra i poniósł śmierć na miejscu.

Pani Agnieszka Holland broniąc się przed zarzutami stosowania propagandowych metod rodem z systemów totalitarnych, cynicznie powołała się na losy żydowskich dziadków, ofiar niemieckiego ludobójstwa i udział matki w Powstaniu Warszawskim. Dziwne, że „zapomniała” wspomnieć o żydowskim ojcu, zagorzałym komuniście, który całe życie donosił i prześladował polskich bohaterów, jak również tworzył propagandowe artykuły na temat Polaków broniących swojej ojczyzny.

Historia ojca zdecydowanie bardziej pasuje do politycznej i „artystycznej” działalności Agnieszki Holland, niż dzieje dziadków i mamy, dlatego została przez nią skwapliwie pominięta. I to jest właśnie główny zarzut stawiany Holland, która manipuluje emocjami i zakłamuje lub pomija fakty, żeby przedstawić fałszywy obraz pasujący do ideologicznych potrzeb.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!