Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Publicystyczne odwołania do klasyki polskiej komedii, szczególnie dorobku Stanisława Barei, to powszechna praktyka, ale cytując innego klasyka: „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”. Dokładnie tak się człowiekowi robi po występie Iwony Hartwich w Sejmie, który jako żywo przypominał kultową piosenkę trenera drugiej klasy Wacława Jarząbka. Zabrzmi to trochę jak herezja, bo bardzo rzadko zdarza się tak, żeby cover przebił oryginał, ale Iwonie Hartwich w pewnych obszarach to się udało.

Wacław Jarząbek śpiewał swoje „łubu dubu” do szafy i wprawdzie jest to martwa materia, a nie żywy prezes klubu „Tęcza”, ale przynajmniej był jakiś punkt zaczepienia i magnetofon szpulowy. Posłanka Hartwich wyszła na mównicę sejmową i zaczęła dziękować premierowi, którego na sali sejmowej nie było:

Po takim występie śmiech sam się ciśnie na usta, a potem chce się zapłakać, bo “zasługi” Donalda Tuska w czasie powodzi są powszechnie krytykowane, nie wyłączając mediów sprzyjających obecnie rządzącym. I pewnie dałoby się jeszcze jakoś kuriozalny występ posłanki usprawiedliwić albo chociaż załagodzić, na przykład podsumowaniem jej kompleksowej działalności, jednak to chyba najgorsze z możliwych alibi. Cały problem z panią Hartwich polega na tym, że ona nic innego prócz kompletnej żenady w czasie swojej kariery politycznej nie prezentuje. Absurdalne i jednocześnie skandaliczne wypowiedzi posłanki KO można cytować w nieskończoność od „to nie jest protest polityczny”, po „Wpuśćcie w końcu tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!”. Trudno znaleźć najmniejszy powód, żeby Iwonę Hartwich, znaną wyłącznie z politycznych awantur, w jakikolwiek sposób bronić.

Z takiego założenia wychodzi większość przyzwoitych ludzi, potrafiąca zachować obiektywną ocenę zjawisk i zachowań ludzi, ale premier Donald Tusk, który nie znalazł czasu, by pojawić się w Sejmie, tradycyjnie znalazł czas na prowokujące wpisy:

Jak widzimy na załączonym obrazku można jednak bronić Iwonę Harwtich, ale do tego karkołomnego zadania konieczne jest spełnienie dwóch warunków. Po pierwsze obrońca powinien reprezentować ten sam lub jeszcze niższy poziom moralny, po drugie musi kłamać. Donald Tusk spełnia oba warunki i to z naddatkiem, dlatego nie bacząc na standardy etyczne, nakłamał bez mrugnięcia okiem. Hartwich odśpiewała łubu dubu i nawet nie potrzebowała szafy, Tusk z kolei dośpiewał stary refren „jeba*ć PiS”! Dzięki takim zabiegom partia KO rośnie w siłę, a ludziom się żyje dostatnio, ludziom partii rzecz jasna.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!