Gdyby się pokusić o ranking prezydentów USA, którzy zasłynęli ze skandali obyczajowych, to z całą pewnością na dwóch pierwszych miejscach musieliby się znaleźć: John Fitzgerald Kennedy i William Jefferson Blythe III Clinton, znany jako Bill Clinton. O tym co się działo w Białym Domu za prezydentury Kennedyego do dziś krążą legendy, ale nikt nikogo za rękę nie złapał. Z wyczynami Billa Clintona sprawy mają się zupełnie inaczej, bo zarówno „inne czynności seksualne”, jak i palenie marihuany bez zaciągania się, ostatecznie zostały potwierdzone przez samego prezydenta.
Obaj wymienieni politycy należeli do Partii Demokratycznej, tak jak obecny prezydent USA Joe Biden, który szczęśliwie nie przebywał Białym Domu, gdy na dwa dni przed Dniem Niepodległości doszło do bardzo dziwnej sytuacji:
W niedziele wieczorem znaleziono biały proszek, który doprowadził do krótkotrwałej ewakuacji Białego Domu – powiedział rzecznik Secret Service (służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo prezydenta USA) Anthony Guglielmi.
Niemal natychmiast się okazało, że ten biały proszek to kokaina i co ciekawe stwierdzenie o jaką substancję chodzi nie zajęło służbom wiele czasu. Wszystko odbyło się w ramach tak zwanego „szybkiego testu” i kto oglądał amerykańskie filmy ten wie, jak taki test przebiega. Rzecznik Secret Service odmówił udzielania odpowiedzi na wiele podstawowych pytań, między innymi nie zdradził, gdzie konkretnie kokaina została znaleziona i do kogo należała albo kto ją do Białego Domu wniósł.
Pomimo milczenia rzecznika do mediów przedostały się informacje i nawet nagranie funkcjonariuszy, na których można usłyszeć, że znaleziono niewielką ilość narkotyku. W języku potocznym takie znalezisko nazwane jest „działką” lub „kreską”. Sprawa jednak nie jest tak mała, jak „kreska”, bo do śledztwa włączył się Departament Straży Pożarnej i Ratownictwa Medycznego (EMS) w Waszyngtonie.
Zastanawiające w tym wszystkim jest to dlaczego w ogóle ta afera ujrzała światło dzienne, bo aż się nie che wierzyć, że to jedyna „kreska” znaleziona w Białym Domu. Złośliwi mogą podejrzewać, że chodzi o jakieś rozgrywki wewnętrzne w otoczeniu prezydenta Joe Bidena albo w samym Secret Service. Nie bądźmy jednak złośliwi zwłaszcza, że ta przykra sprawa dotyczy naszego największego i najwierniejszego sojusznika, na pewno śledztwo rozwieje wszelkie wątpliwości.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!