Foto: PAP / Darek Delmanowicz

Gdyby Roman Giertych był konsekwentny w swojej nadprodukcji zawiadomień do prokuratury, to już mielibyśmy dwóch potencjalnych podejrzanych i to na własne życzenie. W ostatnim czasie prawdziwą furorę robi nie paragraf 22, ale art. 231 k.k., czyli w dużym skrócie przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. Jest to też ulubiony artykuł wspomnianego Romana Giertycha, ale stosowany dla wybranych.

Co ciekawe dotychczasowe orzecznictwo, a mówiąc po ludzku wyroki z tego artykułu, zmieściłyby się na kartce papieru wyrwanej ze szkolnego zeszytu. Tak było kiedyś, jednak w tej chwili jest to absolutnie przebojowa podstawa prawna postępowań prokuratorskich i aktów oskarżenia. W zaistniałych okolicznościach należy się dziwić i to bardzo, że dwaj tytułowi panowie wprost przyznają się do niedopełnienie obowiązków, bo ciężko w jakimikolwiek inny sposób wyjaśnić ich naiwne tłumaczenia. O kogo konkretnie chodzi?

Zacznijmy od sędziego Igora Tuleyi, który najpierw bezceremonialnie przyznał się do podpisywania zgody na podsłuchiwanie podejrzanych, a następnie oświadczył, że nie miał pojęcia o systemie Pegasus, chociaż dokładnie tego systemu te zgody dotyczyły. Mało tego, sędzia wniósł już dwa pozwy, na razie przeciw politykom PiS: Patrykowi Jakiemu i Pawłowi Jabłońskiemu, o naruszenie dóbr osobistych, co miało nastąpić poprzez publiczne twierdzenia, że sędzia… podpisywał zgody na podsłuchiwanie systemem Pegasus. Jest to wyjątkowo zabawne, ale chyba jeszcze bardziej smutne lub nawet przerażające i to z kilku powodów.

Po pierwsze brak znajomości akt zdarza się sędziom częściej, niż się przeciętnemu oskarżonemu albo pozwanemu wydaje. Po drugie grożenie postępowaniami sądowymi i inicjowanie tych postępowań za przywoływanie faktów, to bardzo osobliwe pojmowanie prawa, w dodatku przez sędziego. I wreszcie po trzecie, sędzia przyznający się do tego, że nie miał pojęcia, co podpisuje, w sposób oczywisty przyznaje, że nie dopełnił swoich sędziowskich obowiązków, a zatem powinien się liczyć z zarzutami z art. 231 k.k.

Drugim panem „T” jest Donald Tusk działający błyskawicznie i intensywnie w kierunku wypełnienia przesłanek z art. 231 k.k. Dzisiejsze oświadczenie premiera rządu poszerzyło dotychczasowe horyzonty absurdu prezentowane przez koalicję „13 grudnia”, co widać praktycznie w każdym słowie:

Nie będę owijał w bawełnę. Zdaję sobie sprawę z tego błędu, choć jego praktyczne skutki nie są istotne. Błąd się zdarzył i nie ma prawa się powtórzyć, ale głowy za to nie polecą – Donald Tusk na konferencji prasowej.

Na czym polegał ten błąd? Nie było to przekroczenie dozwolonej prędkości, ani pomieszanie herbaty łyżeczką wyjętą z cukierniczki. Donald Tusk pomylił się w kwestii podpisania kontrasygnaty pod postanowieniem Prezydenta RP dotyczącym wyborów Prezesa Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Jak widać jest to „pomyłka” obejmująca dwa poziomy władzy najwyższego szczebla: sądowniczej i wykonawczej, a co za tym idzie niedopełnienie obowiązków nastąpiło w sposób rażący.

W praworządnym państwie przestrzegającym konstytucji, publiczne oświadczenia panów „T” podlegałby postępowaniom prokuratorskim, przynajmniej wyjaśniającym. W „Uśmiechniętej Polsce” podobne kompromitacje kończą się w najlepszym razie kilkudniową awanturą na portalach społecznościowych. Z drugiej strony obecna władza przekroczyła wiele granic prawnych, do których poprzednicy się nie zbliżyli, dlatego w przyszłości raczej musi się liczyć z rewanżem i to srogim, bo w polityce zemsta jest wyjątkowo smaczna.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 KOMENTARZ

  1. No cóż. Ostatnie zdania w powyższej publikacji, to niestety myślenie życzeniowe. Patrzmy na fakty. PIS miało swoje “pięć minut” na rozliczenie całej tej hałastry, “kamieni kupy…” i im podobnych dewiantów. Nie zrobiło nic! Obecna ferajna działa na zasadzie “i co nam k…wa zrobicie!? Hę!?”. To widać, słychać i czuć. Dlaczego tak jest? Napisałem już o tym w moim poprzednim wpisie.
    Serdecznie pozdrawiam…