Spraw karnych i cywilnych, które bulwersują opinię publiczną chyba nikt w Polsce nie jest w stanie policzyć. Zazwyczaj bulwersuje się połowa społeczeństwa sprzyjająca konkretnej opcji politycznej albo będąca jej wrogiem. W przypadku Tomasza Lisa sprawa wygląda nieco inaczej i przekroczyła granice rytualnego podziału. Zarówno „pisowcy”, jak i „lewaki” wyrażają oburzenie po umorzeniu, przez prokuraturę Adama Bodnara, postępowania toczącego się w sprawie mobbingu i molestowanie, do czego miało dojść między innymi w redakcji Newsweek Polska.
Gdy pojawiają się takie informacje, to bardzo często towarzyszą im fałszywe wykładnie i po prostu kłamstwa nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Pierwszy w tej kwestii odezwał się sam zainteresowany Tomasz Lis, który tak oto próbował manipulować opinią publiczną:
Zero tryumfalizmu ani satysfakcji. Raczej ulga. Decyzja o umorzeniu mojej sprawy to chwila radości dla moich najbliższych po tum jak przez dwa lata zafundowano im piekło, a teraz widać, że od początku mówiłem prawdę. To oni zasługują na przeprosiny i za ich cierpienia…
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) May 22, 2024
Anegdotyczny student pierwszego roku prawa wie, że umorzenie postępowania z powodu przedawnienia czynów, nie ma nic wspólnego z brakiem winy, zatem Tomasz Lis nie tylko manipuluje, ale po prostu kłamie i to wyjątkowo bezczelnie.
Kluczem do zrozumienia decyzji prokuratury są bardzo sprytnie postawione zarzuty, co otworzyło nie drzwi, ale wrota do umorzenia postępowania i to z mocy prawa. Wielu pracownic zarzucało Lisowi mobbing i molestowanie. W jednym i drugim przypadku miało się to głównie opierać na niewybrednych słowach i psychicznym nękaniu. Istnieją jednak ofiary, który zgłosiły kontakt fizyczny, jednak nie jest nim gwałt ani zmuszanie do „innej czynności seksualnej”, o czym mówi prawo. Dlatego też prokuratura uznała, że jedyną kwalifikacją prawną dla bezpośrednich kontaktów Lisa z pracownicami, jest naruszenie nietykalności cielesnej.
Przestępstwo naruszenie nietykalności cielesnej definiuje art. 217 k.k. i czytamy w nim między innymi, że ściganie następuje z prywatnego aktu oskarżenia, co niesie za sobą określone konsekwencje zawarte w:
art. 105 k.k. § 2. Karalność przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego ustaje z upływem roku od czasu, gdy pokrzywdzony dowiedział się o osobie sprawcy przestępstwa, nie później jednak niż z upływem 3 lat od czasu jego popełnienia.
Przechodząc do realiów tej bulwersującej sprawy, po pierwsze trzeba uznać, że jeśli pokrzywdzone zgłosiły się do prokuratury po upływie roku, od naruszenia nietykalności cielesnej, to żadna inna decyzja poza umorzeniem zapaść nie mogła. Nie istnieje bowiem wiele możliwości, aby pokrzywdzone o naruszeniu nietykalności swojego ciała dowiedziały się w terminie późniejszym niż do tego naruszenia doszło. Taka sytuacja jest możliwa, gdy sprawca był nieznany albo ofiara straciła przytomność, ale nic podobnego w sprawie Lisa się nie wydarzyło.
Powstaje w związku z tym pytanie, dlaczego prokuratura w ogóle zajęła się tą sprawą, skoro zarzuty dotyczą przestępstwa ściganego z prywatnego oskarżenia? Nie znamy akt sprawy, ale zapewne wynika to z kilku zarzutów, które się nie ostały. Ogólnie była mowa o mobbingu i molestowaniu, a takich paragrafów w polskim prawie nie ma i prokuratura musiała „dobrać” odpowiednia przepisy. Najczęściej stosowanym przepisem w takich sprawach jest:
art. 218 k.k. [Złośliwe lub uporczywe naruszanie praw pracownika]
§ 1a. Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego.
Na mocy art. 218 k.k. przede wszystkim przestępstwo ścigane jest z oskarżenia publicznego, czyli przez prokuraturę i podlega karze do 3 lat pozbawienia wolności. Przy takim progu maksymalnym kary, w myśl art. 105 k.k. przedawnienie następuje po 5 latach. Jeśli chodzi o molestowanie i mobbing, to przyjęta kwalifikacja z art. 217 k.k. jest ponurym żartem prokuratury, a tak naprawdę cynicznie dobraną podstawą do umorzenia postępowania.
Przyznać trzeba, że w świetle zeznań pokrzywdzonych nie doszło do czynności stricte seksualnej lub innej czynności seksualnej, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że prokuratura zrobiła wszystko, aby sprawa po prostu „uwalić”, ponieważ zdecydowanie bardziej adekwatny był art. 218 k.k., który wykluczał umorzenie w warunkach art. 217 k.k. Krótko mówiąc pan Adam Bodnar wprowadził terror praworządności w uśmiechniętej Polsce, z tym, że uśmiechnął się do Tomasza Lisa, a z ofiar zakpił i sterroryzował „wykładnią” prawa.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!