Foto: Agnieszka Olejniczak

Czas płynie nieubłaganie, wręcz gna jak szalony i chociaż trudno w to uwierzyć, to za chwilę miną trzy tygodnie od dnia wyborów. Biorąc pod uwagę, jakie cuda na kiju i bez kija obiecywał w kampanii Donald Tusk, od 16 dni powinniśmy świętować otrzymanie środków na KPO, a minister finansów już dawno powinien uczciwie je podzielić. Jak wiadomo środków nie ma i żadnego nazwiska ministra w gabinecie Donalda Tuska też nie znamy, pomimo tego, że „demokratyczna opozycja” miała wszystko poukładane i ustalone.

W takich momentach, gdy Donaldowi Tuskowi brakuje konkretów i argumentów, zawsze odzywa się PR i nie inaczej jest tym razem. Zaprzyjaźnione media non stop donoszą, że rozmowy nie idą tak dobrze, jakby się wydawało, a jednym z kuriozalnych pomysłów jest powołanie „rotacyjnych” Marszałków Sejmu i Senatu. „Zjednoczona opozycja” zarzekała się też, że zlikwiduje inflację stanowisk, szczególnie rozbudowana lista wicepremierów z klubu PiS podlegała surowej krytyce. Tymczasem w nowym rządzie ma być trzech wicepremierów, po jednym z każdej koalicyjnej partii, co oznacza, że „Trzecie droga” dostanie dwa stanowiska.

Z jednej strony Tusk i reszta narzekają na brak decyzji prezydenta Andrzeja Dudy, z drugiej odetchnęli z ulgą, bo mają czas na sklecenie czegokolwiek. Na poniedziałek 6 listopada wyznaczono kolejny termin uroczystego ogłoszenia umowy koalicyjnej i z tej okazji Donald Tusk ma się pojawić na wrocławskim osiedlu, gdzie ludzie głosowali do trzeciej nad ranem.

Z takich spektakli Tusk był znany, gdy po raz pierwszy objął stanowisko premiera. Widzieliśmy wówczas całą serię widowiskowych konferencji i przede wszystkim prowokacji wymierzonych w kierunku znienawidzonego PiS. W 2014 roku, po wypłynięciu nagrań z warszawskich restauracji, co zaowocowało kryzysem i ostateczną ucieczką Donalda Tuska do Brukseli, PiS wniosło konstruktywne wotum nieufności z propozycją powołania na stanowisko premiera Piotra Glińskiego. Ówczesna Marszałek Sejmu Ewa Kopacz uniemożliwiła Piotrowi Glińskiemu zabranie głosu z trybuny sejmowej, ale prezes PiS Jarosław Kaczyński zastosował sprytny wybieg i tak do historii polskiego parlamentaryzmu przyszło słynne expose z tabletu.

Istnieje jednak poważna różnica pomiędzy tym, co zrobił Kaczyński, a tym co robi Tusk. Prezes PiS został zmuszony do takiego fortelu, natomiast Tuskowi nikt nie zabrania rządzić i wygłaszać expose, Tusk po raz kolejny bawi się w rządzenie i tym samym bawi się Polską. Premiera z tabletu jeszcze można było zrozumieć i mimo wszystko potraktować poważnie. Premiera z Internetu, który zamiast podejmować kluczowe dla Polski decyzje i brać odpowiedzialność za własne niespełnione obietnice, poważnie traktować się nie da. Nagrywanie i publikowanie filmików na portalach społecznościowych, to najwyraźniej wszystko, na co stać Donalda Tuska, który nigdy nie potrafił się odnaleźć w poważnej polityce.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!