Foto: PAP / EPA.

26 marca 2023 roku w Berlinie odbyło się referendum, które dotyczyło przyśpieszenia tak zwanej neutralności klimatycznej i zakończenie procesu już w 2030 roku, a nie w 2045 roku, jak to wcześniej zostało zatwierdzone. Wyniki berlińskiego plebiscytu mogą robić duże wrażenie, szczególnie w Polsce, gdzie non stop jesteśmy pouczani przez „dojrzałe demokracje” i poniżani „ciemnogrodem”, który broni swoich naturalnych zasobów. Po pierwsze Berlińczycy w niewielkim stopniu byli zainteresowani klimatycznymi projektami i przy urnach stawiło się zaledwie 38% mieszkańców.

Po drugie głosy w tych 38% rozłożyły się niemal idealnie po połowie, z niewielką przewagą zwolenników zielonej rewolucji. Niemiecka komisja licząca głosy podała w niedzielę wieczorem, że z około 442 tys. głosów (50,9%) było za szybszą neutralnością klimatyczną Berlina, natomiast przeciw głosowało 423 tys. (48,7%). Pomimo delikatnej przewagi zwolenników przyśpieszenia, do zmian nie dojdzie, ponieważ referendum byłoby wiążące, gdyby co najmniej 25% berlińczyków wyraziło zgodę na zmianę terminu. W przeliczeniu na głosy jest to minimum 608 tys. z całego elektoratu liczącego 2,4 miliona mieszkańców niemieckiej stolicy.

Przeprowadzenie referendum było możliwe, dzięki inicjatywie obywatelskiej „Klimaneustart” (reset klimatyczny), która w ubiegłym roku zebrała około 260 tys. Podpisów. Porażka nie zraziła inicjatorów i rzeczniczka „Klimaneustart” już zapowiedziała, że klimatyczni aktywiści będą nadal prowadzić wiele działań i naciskać na władze Berlina, żeby w ten sposób wymusić przyśpieszenie neutralności klimatycznej:

Szkoda dla wszystkich w Berlinie. Oczywiście dalej walczymy (…)Nie damy się zatrzymać krytykom i narzekaczom. Nie zapominajmy o tym, co tutaj osiągnęliśmy – oświadczyła Jessamine Davis z Klimaneustart.

Zupełnie inne stanowisko zajęli niemieccy politycy, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i burmistrz Berlina Franziska Giffey, przed wczorajszym referendum odnosili się więcej niż sceptyczne do możliwości osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2030 roku.

Jestem głęboko przekonany, że to, co postanowił zrobić rząd federalny, jest właściwą drogą, a mianowicie zapewnieniem technologicznej modernizacji naszego kraju – powiedział kanclerz Scholz w czasie sobotniej konferencji.

Co ciekawe w tej kwestii identyczne zdanie mają politycy CDU, największej partii opozycyjnej.

Berlin mówi „tak” ochronie klimatu – ale „nie” fałszywym obietnicom” – powiedział konserwatywny polityk Stefan Evers z CDU.

Jak widać obawy wyrażane przez Polaków, co do radykalnych projektów rozmaitych „ekologów”, to nie jest żaden ciemnogród i efekt „niedojrzałej demokracji”, ale zdrowy rozsadek, który również zachowali mieszkańcy Berlina.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!