Foto; Screen TVN24

Od 13 grudnia 2023 roku żyjemy w rzeczywistości społecznej, prawnej i politycznej, która z przesadą lub bez, przywołuje coraz więcej skojarzeń z 13 grudnia 1981 roku. Generalna różnica pomiędzy rządami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i rządami „uśmiechniętej Polski” Donalda Tuska, polega na użytych narzędziach. Trzeba uczciwie przyznać, że na razie nie ma masowego internowania „zwykłych obywateli”, a „jedynie” bezprawne, łamiące konstytucję i orzeczenia Sądu Najwyższego, zatrzymania posłów sprawujących mandat.

Prawdą jest też to, że po ulicach polskich miast nie jeżdżą czołgi i wozy opancerzone, brakuje też wojskowych patroli i koksowników, ale nie zbrakło autobusu, który w ocenie wielu komentatorów skutecznie zastąpił czołg. Wczoraj w godzinach wieczornych prezydent Andrzej Duda opuścił na chwilę swoich gości: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, których ścigała „koalicja 13 grudnia” i udał się Belwederu na spotkanie z białoruskimi opozycjonistami.

W tym czasie, jak twierdzą złośliwi, któryś z członków Służby Ochrony Państwa przebywający z Pałacu Prezydenckim, przekazał informację służbom „koalicji 13 grudnia”, że właśnie nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby zatrzymać posłów, bo gospodarza nie ma w domu. Jeszcze bardziej złośliwi twierdzą, że policjanci dostali szczegółowe informacje, do których drzwi mają zapukać i kto im otworzy.

Gdy prezydent Andrzej Duda dostał informację od lojalnych pracowników kancelarii, co się w Pałacu Prezydenckim dzieje, natychmiast postanowił wrócić. Niestety pojawił się bardzo poważny problem w postaci autobusu MPK, który ustawił się w bramie wjazdowej Belwederu. O tym intendencie poinformowała szefowa Kancelarii Prezydenta:

Pan prezydent miał w tym czasie spotkanie z białoruską opozycją. Kiedy został poinformowany o tym, co dzieje się w pałacu, chciał natychmiast wyjechać, ale wyjazd z Belwederu został zastawiony autobusem komunikacji miejskiej – powiedziała szefowa kancelarii prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych na antenie Telewizji Republika.

Złe i rozhisteryzowane ludzkie języki zaczęły snuć teorie, że to spisek, a nawet zamach stanu, bo przecież kolumna prezydencka jest w sposób szczególny uprzywilejowana i w żaden sposób nie wolno jej blokować. W odpowiedzi media współdziałające z „koalicją 13 grudnia” przeprowadziły kampanię w stylu konferencji Jerzego Urbana, próbując jednocześnie zdyskredytować i ośmieszyć teorię związaną z autobusową blokadą. Na szybko wyprodukowana kłamstwo, że autobus po prostu stanął na czerwonym świetle, co powtarzał między innymi „dziennikarz” TV24, ulubionej stacji „koalicji 13 grudnia”, nijaki Radomir Wit:

Użytkownicy portalu X, zwłaszcza Warszawiacy, bardzo szybko zauważyli, że przed bramą Belwederu nie ma żadnej sygnalizacji świetlnej i trudno przypuszczać, aby „dziennikarze” TVN24 wielokrotnie polujący na prezydenta w tym miejscu, tego nie wiedzieli. Gdy się bajka o czerwonym świetle kompletnie posypała, powstała bardziej wiarygodna opowieść o awarii autobusu. Awaria miała być całkowicie przypadkowa, zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, bo nie mam nic nadzwyczajnego w tym, że autobus psuje się w bramie Belwederu, akurat wtedy, gdy „koalicja 13 grudnia” bezprawnie zatrzymuje posłów w Pałacu Prezydenckim. Potwierdziła to jednoznacznie Monika Beuth, rzeczniczka stołecznego ratusza:

O godz. 19.04 autobus linii 180 zatrzymał się na podjeździe pod górę przy Belwederze, bo miał akurat czerwone światło. I potem nie mógł ruszyć. Jak się okazało, zablokował się system hamulcowy w wyniku ubytku powietrza w układzie pneumatycznym. Kierowca wysiadł, zablokował koła specjalnymi klinami oraz zgodnie z procedurami wezwał pogotowie autobusowe i wypuścił pasażerów. (…) Jakiekolwiek sugestie, że było to celowe działanie, są całkowicie nieprawdziwe i nieuprawnione. Stanowczo to dementuję – fragment oświadczenia dla mediów.

Cóż, wiele wskazuje na to, że pod rządami „koalicji 13 grudnia”, coraz więcej ludzi będzie znikać i coraz więcej autobusów będzie się psuć, ale trzeba też pamiętać, że każda seria „przypadków” kiedyś się kończy. W karierach polityków serie szczęśliwych przypadków zazwyczaj kończą się razem z utratą władzy i tu już nie ma przypadku.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!