Foto: https://www.facebook.com/PaulinaHennigKloskaPolska2050/

Kto konkretnie miał czelność śmiać się z rządu Mateusza Morawieckiego? Niestety zdecydowana większość, bo przy najlepszych chęciach ciężko w tym politycznym projekcie szukać powagi. Nie znaczy to jednak, że każdemu śmiech z cudzego nieszczęścia wychodzi na zdrowie i co najmniej jedna pani minister z nowego rządu Donalda Tuska może zamienić śmiech na łzy.

Pani Paulina Hennig-Kloska nie potrafiła ukryć swojej radości i satysfakcji z faktu, że zostanie powołana na szefową Ministra Środowiska. „Polityczka” Polski 2050 osobiście o tym informowała w mediach, wychodząc nieco przed szereg i zaliczając pierwszą wpadkę:

W wywiadach z redaktorem Mazurkiem, który ma złośliwą manierę urządzania konkursów wiedzy swoim gościom, poległ niejeden polityk, dlatego ta wpadka w najmniejszym stopniu nie mogła zaważyć na karierze pani Pauliny. Za to zaważyło coś innego, co znacznie częściej gubi polityków, niż wywiady z redaktorem Mazurkiem. „Polityczka” Polski 2050 wyszła przed szereg i jeszcze w dodatku zabrała ze sobą pychę. Kilka dni temu Hennig-Kloska pochwaliła się, że pracuje po nocach, żeby suweren płacił niższe rachunki za prąd.

Nocna relacja stała się przekleństwem “polityczki”, chociaż sama ustawa, która błyskawicznie zamieniła się w pierwszą dużą aferę nowej ekipy rządzącej, prawdopodobnie nie jest jej dziełem autorskim. Drugi problem polega na tym, że projekt miał być pułapką zastawioną na prezydenta Andrzeja Dudę i dlatego składał się z dwóch tylko pozornie do siebie pasujących części. Pierwsza dotyczyła wspomnianego zamrożenia cen energii, za co ma zapłacić Orlen, druga część, to zapisy pozwalające na stawianie wiatraków 300 metrów od zabudowań i co więcej ustawa miała też umożliwiać wywłaszczenie nieruchomości. Taka konstrukcja legislacyjna celowała w prezydenta Dudę, bo brak zgody na rozwiązania dotyczące budowy wiatraków, jednocześnie oznaczał podwyżki za energię dla obywateli.

Na szczęście dla prezydenta i Polaków nic z tego nie wyszło, a w pułapkę wpadła najbardziej gorliwa, niecierpliwa i pyszna Paulina Hennig-Kloska. Dziś nie mówi się już o ministerialnym debiucie, ale o tym, że „polityczka” Polski 2050 będzie pierwszą zdymisjonowaną „ministrą” i to jeszcze zanim obejmie stanowisko. A wszystko z powodu ustawy, którą tak się chwaliła i uważała za idealną broń na politycznych przeciwników. W tej sytuacji przyznać wypada, że niepoważny dwutygodniowy rząd Mateusza Morawieckiego, mimo wszystko wydaje się poważniejszy od niedoszłej, a już zdymisjonowanej „ministry”. Nie tak dawno z fotela Marszałka Sejmu szef pani Pauliny Hennig-Kloska, Szymon Hołownia, pozwolił sobie na żart w kierunku premiera Morawieckiego:

Obaj wiemy, jak czas jest cenny. Łączy nas wiele: obaj jesteśmy na określony czas na swoich funkcjach i znamy nazwiska swoich następców…

Jak widać nikt nie wie kiedy może stracić funkcję i kto będzie jego zastępcą, a takie żarty błyskawicznie potrafią ośmieszyć żartujących.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!