W roku 2015 ogłoszono w Polsce upadek demokracji i powszechne łamanie konstytucji, ponieważ wynik wyborów nie przystawał do oczekiwań samozwańczych elit. Niemal każdego dnia przywoływano setki przykładów, na łamanie demokracji, w pierwszej kolejności była to padnięta klacz, która należała do żony członka zespołu The Rolling Stones. Później przyszedł czas na drzewa z Puszczy Białowieskiej zaatakowane przez pasożyty. A potem to już poszło z górki, każda ustawa była niekonstytucyjna i każda nominacja, nawet głosowania w Sejmie były łamaniem demokracji, za to blokowanie Sejmu obroną i poszanowaniem konstytucji.
Pomimo takiego obrazu wykreowanego przez media, głównie należące do obcego kapitału, w badaniach sondażowych, również zlecanych przez te media, nigdy nie widzieliśmy tak zatrważających wyników, jakie zobaczyli Niemcy. Nawiasem mówiąc, to właśnie Niemcy wielokrotnie były w Polsce przywoływane przez opozycję, jako modelowa demokracja zachodnia, tymczasem wyniki sondażu ogłoszone w Niemczech całkowicie temu przeczą. Według najnowszego badania opinii publicznej aż 79 procent Niemców uważa, że demokracja jest coraz bardziej zagrożona. Po drugiej stronie, zaledwie 3,4 procent uważa, że demokracja jest mniej atakowana niż wcześniej.
Ankietę przeprowadziło Niemieckie Centrum Badań nad Integracją i Migracją i prócz wyżej wymienionych zagrożeń, znalazł się jeszcze jeden katastrofalny wskaźnik. Aż 84,9 procent ankietowanych jest zdania, że niemiecki rząd nie pracuje wystarczająco ciężko na rzecz umacniania i ochrony demokracji. Niestety media niemieckie nie podały o co konkretnie Niemcom chodzi, ale należy się domyślać, że nie o padnięte konie w Janowie i wycięte świerki w Puszczy Białowieskiej. Być może ma to jakichś związek z najszerzej obecnie komentowanymi zjawiskami społecznymi u naszych sąsiadów.
Pierwszym jest niekontrolowana emigracja z krajów afrykańskich i arabskich, a co za tym idzie powszechna krytyka polityki Angeli Merkel oraz żądanie zaostrzenia kursu, czego o dziwo bardzo głośno domaga się także niemiecka lewica. Drugie zjawisko, chyba jeszcze bardziej irytujące Niemców, to protesty fanatyków klimatycznych z grupy „Ostanie pokolenie”. Tutaj również krytyka jest bardzo szeroka i sam kanclerz Olaf Scholtz z lewicowej SPD posumował działania aktywistów bezlitośnie: „Myślę, że to kompletne szaleństwo”.
Dlatego też władze niemieckie działające w ramach „Koalicji sygnalizacji świetlnej” zamierzają złożyć do Bundestagu ustawę o promocji demokracji, która w przyszłości ma zapewnić partiom i organizacjom pozarządowym działającym na rzecz demokracji nowe i wiarygodne podstawy finansowania.
Projekty i inicjatywy społeczeństwa obywatelskiego mają większe bezpieczeństwo planowania dla ich ważnej pracy. W ten sposób wspieramy naszą otwartą, pluralistyczną demokrację i czynimy ją bardziej odporną na wyzwania i ataki – powiedziała minister ds. rodziny Lisa Paus z Partii Zielonych.
Niemcy ustawowo zamierzają wzmacniać demokrację, w Polsce na tym polu poza marszem planowanym na 4 czerwca przez Donalda Tuska, niestety nie dzieje się nic. Co gorsza połowa opozycji na marsz się nie wybiera i to jest wyjątkowo niepokojący sygnał dla fundamentów „naszej młodej demokracji”.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!