Tytuł może sugerować wielkie namiętności i emocje, ale to zły trop, chociaż perwersji raczej nie zabraknie. W pewnym momencie wypada też powiedzieć sobie dość, bo jeśli się poświęca zbyt wiele uwagi jednemu obiektowi, to można wpaść w silne uzależnienie psychiczne zwane obsesją. Niestety Donald Tusk nie daje wyboru, dlatego z jednej strony trzeba bardzo uważać na swoje zdrowie psychiczne, a z drugiej nie można lekceważ aktywności politycznej premiera rządu, która najzwyczajniej w świecie stanowi coraz większe zagrożenie dla kraju i obywateli.
O ile standardowe prowokacje Donalda Tuska, zazwyczaj publikowane na portalach społecznościowych albo w mediach tradycyjnych, stały się rutyną i przez to bardziej nudzą niż szkodzą, o tyle cały spektakl urządzony wokół powodzi na południu Polski jest naprawdę przerażający. Z różnych stron, w tym z Unii Europejskiej, napływają liczne sygnały, że o zagrożeniu powodziowym premier polskiego rządu był informowany wielokrotnie. Donald Tusk miał do dyspozycji cały pakiet danych niedostępnych dla „zwykłych Polaków” i wszystkie te dane wbrew słowom premiera były alarmujące. Niestety nie zrobiło to większego wrażenia na szefie rządu, bo wyszedł z założenia, że najważniejszy jest polityczny marketing.
Biorąc pod uwagę fakt, że duże miasta w Polsce po 1997 roku zainwestowały ogromne środki w infrastrukturę powodziową i przede wszystkim powstał suchy zbiornik retencyjny w Raciborzu, prawdopodobieństwo zalania Opola czy Wrocławia było stosunkowo niskie. W związku z tym Donald Tusk mógł sobie pozwolić na odegranie pierwszej i najważniejszej sceny „Zbawiciela Wrocławia”, ponieważ właśnie to miasto jednoznacznie się kojarzy z „wielką wodą”. Znacznie gorzej wszystko wyglądało w rejonach górskich, ale te najwyraźniej zostały kompletnie zlekceważone albo poświęcone, mimo wszystko Tusk przypomniał sobie o Kotlinie Kłodzkiej tuż przed dramatem i w sobotę odegrał kolejną scenę, a potem zrobił sobie jeszcze kilka wejść na gruzach.
A w środku zupełnym przypadkiem był już ktoś z kamerą… Gdyby tyle energii, ile poświęcają na medialne ustawki, przeznaczyli na walkę z powodzią i przygotowania do niej. pic.twitter.com/mxiV1sYmKs
— Radosław Fogiel (@radekfogiel) September 18, 2024
Umączony premier w następnym kadrze spożywał zupę szczawiową, ugotowaną przez żonę i dowiezioną w słoiku z Sopotu oddalanego od Wrocławia o 500 km. Codziennie widzieliśmy też Donalda Tuska dyscyplinującego własnych ministrów i grożącego szabrownikom, w tych pozach występował w czarnej koszuli i obłoconych butach. Przy konsumowaniu szczawiowej nasz bohater o 56 twarzach był ogolony i nie wydawał się zmęczony, raczej dało się zauważyć promieniującą satysfakcję, być może smakową, być może z własnych dokonań. We wtorek 18 września, tuż przed falą kulminacyjną we Wrocławiu, Donald Tusk udzielił wywiadu nowej „telewizji publicznej”, która sama siebie nazwała „czystą wodą”, a nie „zupą propagandową”.
Zobaczyliśmy zupełnie innego człowieka, nieogolony, w jakiejś pomiętej bluzie przypominającej dres, ledwie łapiący oddech, starszy od 10 lat „Zbawiciel Wrocławia”. Scena została wyreżyserowana parę godzin po posiedzeniu sztabu kryzysowego, na którym wielu ekspertów ogolonych i ubranych w garnitury oraz nienagannie wyprasowane mundury, uspakajało, że fala powodziowa będzie niższa o prognozowanej i bezpiecznie powinna przepłynąć przez Wrocław. Patrząc na cały spektakl i wszystkie przybrane pozy, czy też twarze Donalda Tuska, obywatele mogą poważnie się zaniepokoić.
Wiary słowom premiera nie daje coraz więcej Polek i Polaków, w dodatku dzieje się to zaledwie po 9 miesiącach rządzenia, ale umiejętność zakładania tylu twarzy w tak krótkim czasie skłania do najgorszych podejrzeń. W taki sposób zachowują się wyłącznie aktorzy i osoby mające bardzo poważne problemy z tożsamością i stabilnością emocjonalną. Politycy od zawsze, mniej lub bardziej nieudanie sięgają po grę aktorską, ale w tym przypadku to nie jest gra, tylko osobowość.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!
Chyba jednak większe skutki będzie miała zapowiedziana reforma w szkołach, gdzie dzieci zamiast przedmiotów biologii chemii i fizyki będą się uczyć o kwaśnych deszczach na lekcjach przyrody…
Ale przyjemnie się czytało o przygodach Donalda.